Rekolekcje wielkopostne z bł. Michałem Giedroyciem
Kościół św. Marka Ewangelisty, ks. Andrzej Wójcik
Dzień pierwszy, 2 IV 2019
ODNALEŹĆ KRZYŻ
Czyt.: Ez 47,1-9.12; Ps 46; J 5,1-16
Wydarzenie z dzisiejszej Ewangelii jest chyba jedynym w tekstach ewangelicznych, w których Jezus jest rzeczywiście obecny wśród wielu, wielu bardzo ciężko chorych ludzi i nie uzdrawia ich. Uzdrawia tylko jednego. Myślę, że ten człowiek po swoim uzdrowieniu nie spotkał się jednak z Jezusem. Nie uwierzył w Niego do końca. Świadczy o tym jego reakcja. Najpierw nie wie, kto to jest, potem się dowiaduje. Spotyka się z Jezusem dwa razy, a wiedząc już, że ta informacja może zaszkodzić Jezusowi – bo jak wiemy, Ewangelista mówi, że Żydzi prześladowali Jezusa dlatego, że uzdrowił w szabat – jednak idzie i oznajmia im, że to właśnie Jezus go uzdrowił. Co Jan Ewangelista chce nam powiedzieć przez to dziwne wydarzenie? Po pierwsze, że w działaniu Jezusa uzdrowienie nie było absolutnym priorytetem nawet wtedy, kiedy chorzy byli w zasięgu Jego rąk, w zasięgu Jego wzroku, kiedy zdawał sobie sprawę, że tam są. Z drugiej strony musimy wiedzieć, że Jezus to jest wcielona miłość, że to jest miłość, która jest do głębi, do samych trzewi poruszona każdą ludzką nędzą, każdą chorobą i cierpieniem, a przecież widzimy, że Jezus nie uzdrowił tam wszystkich. Kolejną rzeczą jest to, że człowiek uzdrowiony fizycznie przez Boga niekoniecznie będzie uzdrowiony również duchowo, bo to zależy już od niego, od tego, czy rzeczywiście spotka się z Jezusem. Ten człowiek z dzisiejszej Ewangelii nie do końca spotkał się z Jezusem. Nie odkrył Go do końca.
Chciałbym, żeby bł. Michał Giedroyć odpowiedział nam dzisiaj na pytanie, czy spróbował nam wyjaśnić, dlaczego Jezus tak się zachował, dlaczego nie uzdrowił wszystkich, a z drugiej strony, co jest potrzebne do tego, żeby rzeczywiście być uzdrowionym wewnętrznie. Michał Giedroyć jest podobny do tego człowieka z Ewangelii, ponieważ w szczególny sposób spotkał się z Chrystusem mając prawdopodobnie tyle samo lat, co on. Człowiek, o którym mowa w Ewangelii miał pewnie ponad czterdzieści lat, bo 38 lat już tam leżał. Michał Giedroyć dopiero w wieku około 40 lat wstąpił do Zakonu Kanoników Regularnych od Pokuty, zwanych tutaj w Krakowie i w Polsce „Markami”, właśnie od tego kościoła, gdzie był ich pierwszy klasztor. Najpierw jednak kilka słów o tym Zakonie, bo to nam pokaże, gdzie Michał poświęcił swoje kluczowe lata życia i co tutaj robił. Zakon Kanoników Regularnych od Pokuty powstał w wieku XIII. Był to zakon o charakterze liturgiczno – modlitewnym, jak inne zakony mnisze, gdzie praca, modlitwa i liturgia były w centrum, ale cechą wyróżniającą było to, że był on również przeznaczony do pracy duszpasterskiej. Byli w nim kapłani, którzy służyli ludziom jako duszpasterze. Zakon ten narodził się w czasie krucjat, kiedy krucjaty były ogłaszane przez Kościół i kiedy rycerze chrześcijańscy chcieli oswobodzić Ziemię Świętą zagarniętą przez niewiernych, przez muzułmanów, chcieli ją oswobodzić spod ich władzy. Pozostawiamy na boku ocenę historyczną różnych wydarzeń, które miały wtedy miejsce. W każdym razie Zakon Marków chciał pomóc Krzyżowcom przez modlitwę za nich, przez swoje duchowe pielgrzymowanie do Jerozolimy i odnajdywanie miejsc świętych, odnajdywanie krzyża w Jerozolimie na sposób duchowy. Zakonnicy modlili się również za poległych w czasie tych wypraw, ale sami pielgrzymowali duchowo do Jerozolimy tak jak Jezus tam pielgrzymował, o czym czytamy w Ewangelii. Ostatnia droga Jezusa jest drogą do Jerozolimy, jest drogą podjętą w sposób świadomy ku Golgocie. Właściwie całe Jego życie to jest droga do Jerozolimy, ale w pewnym momencie decyduje, żeby tam pójść ostatecznie. Krzyż i odnalezienie krzyża, do którego został przybity i na którym został powieszony Chrystus, również to realne, materialne jego odnalezienie, były też bardzo istotnym elementem Zakonu Marków. Ci, którzy siedzą w kościele nieco dalej, widzą po swojej lewej stronie ołtarz boczny, a nad nim obraz św. Heleny, matki cesarza Konstantyna (IV w.), której przypisujemy odnalezienie relikwii krzyża świętego. Jest to związane z pewnym podaniem, że to, gdzie te relikwie się znajdują, gdzie zostały zakopane, zostało objawione w sposób cudowny. W ten sposób odkryto je ponownie. Autentyczne relikwie krzyża świętego pochodzące z tego wydarzenia z IV wieku, znajdują się do tej pory w różnych miejscach na świecie, również w Polsce. Według tradycji relikwie te odkrył św. Cyriak, którego uważano za duchowego ojca Zakonu Marków, mimo, że te wydarzenia miały miejsce wiele wieków przed założeniem Zakonu. Markowie przywiązywali dużą wagę do drzewa krzyża i do jego odnalezienia.
Mówię o tym dlatego, ponieważ Michał wstępując do tego Zakonu doskonale wie, że nie chodzi tutaj o materię, bo nie słyszeliśmy, żeby Markowie posiadali tego typu relikwie, ale żeby odnaleźć krzyż. Co to znaczy odnaleźć krzyż? Michał od dzieciństwa był niepełnosprawny. Nawet tutaj, przy grobie Michała, przy figurze, która jest chyba najstarszym wizerunkiem, wyobrażeniem postaci Michała (prawdopodobnie z końca XVI wieku) położona jest kula. Ci, którzy projektowali ten grób, chcieli, aby Michał był tu z nieodłącznym atrybutem całego swojego życia. Od dzieciństwa poruszał się o kuli. Był niepełnosprawny, ale w takiej mierze, że mógł być niezależny ruchowo. Nie mniej jednak poruszał się z wielkim trudem. Jak podają biografowie, Michał był niewielkiego, może nawet karłowatego wzrostu. Nie mniej jednak należał do kniaziowskiego rodu. Jego pochodzenie było szlacheckie, ale nie miał żadnych cech, czy atrybutów osobistych, które umożliwiłyby mu spędzenie swojego życia w naturalny sposób, czy to w stanie rycerskim, czy to w małżeństwie. Może jakiś domorosły psycholog powiedziałby w związku z tym, że wstąpił do zakonu, żeby mieć spokojną emeryturę, żeby się nim zaopiekowano. Od razu trzeba powiedzieć, że było dokładnie odwrotnie. Wstąpił do zakonu mając około 40 lat. Nawet dzisiaj w różnych zakonach istnieją pewne ograniczenia dotyczące wieku tych, którzy do nich wstępują, żeby przypadkiem nie przyszło komuś do głowy, aby iść do zakonu na dobrą, spokojną emeryturę, tam, gdzie się nim ktoś zajmie na starość. Jak na owe czasy Michał był już w dość zaawansowanym wieku, bo średnia wieku wynosiła wtedy najprawdopodobniej 40 lat życia. Więc niemożliwym byłoby, żeby był przyjęty do zakonu w takim wieku i z jego niepełnosprawnością, jeśli miałby nastawienie tego typu. To byłoby wbrew wszelkim regułom, zasadom i zdrowemu rozsądkowi. Więc skoro został przyjęty, to musiało być w nim coś takiego, co przyciągnęło, przekonało tych, którzy o tym decydowali. Michał musiał głęboko przemyśleć w domu swoje życie, żeby podjąć tę decyzję, żeby stwierdzić, że nie ucieka w ten sposób od życia, że nie ucieka od problemów, które ma. Zresztą jako niepełnosprawny szlachcic mógłby w rodzinnej miejscowości spokojnie dożyć swoich dni, mieć dach nad głową, mieć co zjeść. Nikt nie zawracałby mu głowy jakąś regułą zakonną. Natomiast wstępując do zakonu zdecydował się na coś innego. Odkrył, że mimo tych swoich słabości, chce swoje życie, tę swoją niepełnosprawność, chodzenie o kuli, wszystkie swoje słabości, ale jednocześnie jakiś ogień wewnętrzny, oddać całkowicie Chrystusowi. Może świat tego nie docenia, ale Chrystus pozwoli mu to przekształcić w moc, siłę, w miłość. I dlatego wstąpił do zakonu. Cały czas odnajduje w zakonie krzyż, jak św. Helena, jak Cyriak, duchowy założyciel zakonu Marków.
Michał chce odnaleźć krzyż, ale co to znaczy? To nie oznacza, że szukał cierpienia, bólu, problemów. Tego nie trzeba szukać, bo to po prostu jest. Jednak to, że to po prostu jest, nie oznacza, że krzyż – źródło życia, źródło tego strumienia, które dzisiaj u proroka Ezechiela płynie nawadniając wszystko, czyniąc ziemię żyzną, rodzącą fantastyczne owoce, został odnaleziony. Odnalezienie krzyża nie jest odnalezieniem trudu, bólu i cierpienia. To jest takie zobaczenie wszystkich swoich ograniczeń, trudu, bólu i cierpienia i takie zjednoczenie ich z Chrystusem i zobaczenie mądrości krzyża, że staje się to źródłem życia. Michał wstąpił do zakonu i tam odnalazł krzyż.
Tak dla orientacji popatrzmy, że jego życie w zakonie nie było spokojną emeryturą. Jaki był plan dnia ówczesnych Kanoników Regularnych od Pokuty? Źródła historyczne zachowały nam taki plan z XVII wieku, ale na pewno nie był on mniej wymagający w czasach Michała, czyli w XV wieku. Zawsze istnieje tendencja do pewnego łagodzenia reguły, a nie do jej zaostrzenia. Popatrzmy więc: pobudka o 4 rano; 4.15 do 4.45 – medytacja; 5 – Msza św. (pierwsza, bo w ciągu dnia są dwie); potem modlitwa – Primum, czyli liturgia w ciągu dnia; potem śniadanie, a potem praca; o 9.30 kolejna modlitwa liturgiczna – Tertio, a po niej Msza św. konwentualna; o 11-ej obiad i rekreacja; od 13 do 14 – lektura duchowa; o 15 – Nieszpory; od 16 do 19 – praca; o 19 – spotkanie na posiłku; o 20 – modlitwy w kościele i spoczynek. To było 16 do 17 godzin takiego programu, a potem spoczynek, ale o północy zakonnicy wstają i odmawiają Jutrznię, aby spoczynek nie był czymś, co zakonnicy mogą w całości wziąć tylko dla siebie. Któż z nas byłby gotowy na tego typu życie będąc w wieku przedemerytalnym, bo tak trzeba nazwać wiek Michała? Wtedy ludzie szybciej dojrzewali, szybciej się starzeli i szybciej umierali. Michał nie szukał spokoju. Jeśli coś znalazł, to jeszcze większy trud, ale wiedział, że wchodząc w to wszystko całym sercem odnajdzie krzyż, czyli prawdziwe życie. Znalazł sens i wartość swojego życia, gdzie trudności nie były już bezsensownym trudem i niemożnością zrealizowania siebie, ale stały się czymś przeciwnym.
Tutaj właśnie dotykamy geniuszu dotknięcia Michała przez Pana Jezusa. Czasem są w nas rozczarowania, które polegają na jakimś niespełnieniu, niemożności spełnienia naszych pragnień. Nie spełniłem tego, o czym marzyłem, że spełni to moje oczekiwanie, moje powołanie. Nie do końca wyszło z rodziną; nie do końca wyszło z osiągnięciem tego, co świat uważa za wartość. Michał nie został nawet kapłanem, co w tym Zakonie było czymś naturalnym. Nie został kapłanem, chociaż prawdopodobnie mógłby to zrobić. Pochodził bowiem z rodu kniaziowskiego i mimo swej niepełnosprawności był człowiekiem niezwykle sprawnym intelektualnie. Ukończył Uniwersytet Krakowski, co w owych czasach włączało go w elitę intelektualną Krakowa, czy nawet Polski. A jednak nie chciał zostać kapłanem. Nie został nim, więc przypuszczalnie nie chciał nim zostać. Odkrył, że może się zrealizować we wszystkim innym niż pojmują to jako spełnienie, jako realizację nawet czegoś dobrego ludzie religijni i ze świata. Odkrył to tutaj, w tym kościele. Chciał być schowany. Może w jakimś stopniu wynikało to z jego psychiki, bo ludzie niepełnosprawni często się izolują. Jednak ta jego izolacja nie była u niego czymś złym. Chciał się schować i być na drugim planie, a jednocześnie tak zjednoczył się z Chrystusem, że jednak był duszpasterzem. Ludzie przychodzili do niego, prosili go o radę, prosili go o wstawiennictwo. Jeśli człowiek świadomie wyrzeka się dla Chrystusa tego wszystkiego, co wydaje się, że zrealizuje to jego marzenia, to w tym momencie staje się otwarty i w tym momencie te jego marzenia w rzeczywistości się realizują. Tego uczy nas dzisiaj bł. Michał Giedroyć. Całym sercem włącza to swoje kulawe chodzenie w regułę zakonną. Najprawdopodobniej mieszka w jakiejś drewnianej przybudówce, tutaj, w okolicach zakrystii, żeby mieć blisko do kościoła. Chodzi i kuśtyka po tym kościele zapalając świece, sprzątając, dbając o piękno ołtarza, służąc kapłanom. Robi to dzień za dniem, dzień za dniem według tej reguły i w taki sposób, że w jego sercu wyrasta krzyż, odnajduje go w swoim sercu, które zostaje uzdrowione. Michał, podobnie jak Cyriak, jak Helena, odnalazł w tym klasztorze, w Zakonie Marków, krzyż. Rzeczywiście go odnalazł, bo patrzył na ten krzyż, na który my też patrzymy. Ten krzyż jest z tego samego okresu, w jakim tu żył Michał, czyli z XV wieku. Oni się tutaj spotkali – ten wizerunek i Michał. Tak się spotkali, że Michał został uzdrowiony. Mimo, że wypraszał uzdrowienie dla innych, to nigdy nie został uzdrowiony ze swojej niepełnosprawności. Zapytajmy więc Michała, poprośmy go o odpowiedzi na nurtujące nas pytania o nasze życie, o nasze słabości, o być może naszą niepełnosprawność i chorobę albo o niespełnione oczekiwania, żebyśmy za przyczyną Michała, w tym kościele, odnaleźli krzyż. Amen.
Dzień drugi, 3 IV 2019
ODKRYĆ MĄDROŚĆ KRZYŻA
Czyt.: Iz 49,8-15; Ps 145; J 5,16-30
Wczoraj widzieliśmy, jak Michał, który przybył z Litwy, w tym miejscu, w tym kościele, odnalazł krzyż, podobnie jak odnalazł go duchowy założyciel jego Zakonu, św. Cyriak. Michał odnalazł krzyż, ale to nie znaczy, że odnalazł trud, cierpienie i porażki, on odnalazł prawdziwe życie. Dzisiaj popatrzmy, co jeszcze odkrył Michał wpatrując się w ten krzyż, na który nieustannie patrzymy w tym kościele, bo to jest ten sam wizerunek. Popatrzmy najpierw na dzisiejszą Ewangelię. Jezusa oskarżają ci, którzy sprzeciwiają się prawdziwej mądrości, którzy uważają, że myślą logicznie i logicznie wyciągają wnioski, a tak naprawdę idą za kłamstwem. Usiłują zabić Jezusa, bo czyni się równym Bogu. Ich ludzka logika doprowadzi ich do skazania Jezusa. Będą to usprawiedliwiać tym, że Jezus jest bluźniercą, kłamcą. Natomiast, tak naprawdę, to oskarżyciele Jezusa pójdą za kłamstwem, przystając nawet na ewidentne kłamstwa, zaprzeczając ewidentnym faktom. I tak jest po dzień dzisiejszy. Kto nie patrzy na Jezusa Ukrzyżowanego, to choćby miał bardzo dobrą ocenę z wykładów z logiki, choćby się wydawało, że poprawnie rozumuje, zawsze będzie błądził, będzie szedł za swoim zepsutym sercem, które nieustannie czerpie truciznę ze źródła pychy. Michał odkrył w Jezusowym krzyżu źródło prawdziwej mądrości.
Popatrzmy, jak to się stało. Spójrzmy na tło tego wszystkiego, co się wtedy działo na Litwie, w Polsce, w Krakowie. Michał jest owocem pierwszego pokolenia nawróconych Litwinów, pierwszej ewangelizacji na Litwie. Jak wiadomo rozpoczął ją król Jagiełło wraz ze św. Królową Jadwigą jeszcze w drugiej połowie XIV wieku. Tę ewangelizację wspomagali też Markowie, do Zakonu których wstąpił później Michał. Litwa była więc krajem młodego chrześcijaństwa. Krzyż przybył na Litwę i stał się tam znakiem prawdziwej mądrości. Ale jak wiadomo Zły nieustannie chce fałszować znak krzyża. Fałszował go poprzez działanie Zakonu Krzyżaków, którzy ten znak nosili na płaszczach, odwołując się nawet do Najświętszej Maryi Panny. W ewangelizacji chodziło o co innego. Przyjęcie chrześcijaństwa mieszało się jednak czasem również z różnymi ludzkimi dążeniami. Tuż po przyjęciu chrztu przez Litwę miał miejsce konflikt pomiędzy królem Jagiełłą i jego bratem Witoldem. Chodziło o wpływy, o przywileje, o to, kto rządzi, kto ma jaką pozycję i kto kim jest. Pomimo, że Litwa i Polska były w unii, w jedności chrześcijańskiej, to jednak przez cały czas państwa te przeżywały jakieś napięcia: kto jest ważniejszy, kto rządzi, kto komu jest podporządkowany. Myślę, że i do naszych czasów dociera to, co nie jest mądrością krzyża. Jeśli ktoś nie wpatruje się w krzyż, może być czasem dotknięty trucizną takiego myślenia, które jest przeciwstawianiem się sobie nawzajem i interpretowaniem historii na swój sposób: my jesteśmy lepsi, a wy gorsi; my to, a wy tamto. Bez patrzenia na krzyż i dzisiaj możemy błądzić w ten sposób.
Michał przybył z Litwy. Pochodził z rodu kniaziowskiego i jeśli nie patrzyłby na ukrzyżowanego Chrystusa, to jego myślenie: oto jestem litewskim kniaziem, mogło się przerodzić dla niego w nie-mądrość, w kłamstwo. Zważywszy również na to, że osoby niepełnosprawne, które od początku swojego życia mają jakiś rodzaj ułomności, która powoduje, że są inni, zależni, słabsi, istnieje też psychologiczne niebezpieczeństwo, że mają, jak dzisiaj byśmy to powiedzieli, jakieś kompleksy i na siłę, w pożądliwy sposób, szukają swojej wartości. Mogą więc tym bardziej być wrażliwi na wszelkie oznaki braku szacunku, prawdziwe czy fałszywe. Michał jako potomek kniaziów mógł właśnie takim być, ale dlatego, że wpatrywał się w krzyż, nie był taki. Przybył do Krakowa i ukończył studia na Uniwersytecie. Można powiedzieć, że Uniwersytet Krakowski był wtedy centrum intelektualnym Polski, ale nie tylko. Był również miejscem prawdziwego ducha i uczenia się prawdziwej mądrości. Przyjacielem Michała, ale pewnie też i profesorem, był św. Jan Kanty. Jak opisują znawcy problemu Uniwersytet Krakowski nie był wtedy miejscem teoretyzowania, zachwycania się swoimi intelektualnymi zdolnościami, ale był miejscem poszukiwania, w jaki sposób teologię można przełożyć na praktykę i głębokie, duchowe zjednoczenie z Chrystusem. Michał wszedł w takie właśnie środowisko. Ks. Stanisław z Bystrzycy w procesie beatyfikacyjnym Jana z Kęt mówił nawet, że Michał pomagał Janowi z Kęt w jakiejś pracy naukowej czy dydaktycznej. Nie wiemy do końca, co to mogło być. Wiadomo tylko, że pomagał, ale to świadczy o tym, że Michał był człowiekiem otwartym na wiedzę, nie pogardzał nią, a jednocześnie wszedł w środowisko prawdziwej mądrości.
Pochodzenie i wiedza. Te dwie rzeczy bez mądrości krzyża mogłyby uczynić go człowiekiem, który nieustannie walczyłby o to, żeby go traktowano z szacunkiem ze względu i na jego pochodzenie i na jego wykształcenie. Ale przybywszy do tego klasztoru Michał patrzył na krzyż i tam szukał prawdziwej mądrości, i tam tę mądrość odkrył.
Kiedy patrzymy na wizerunki Michała, może nie te w prezbiterium, ale na przykład na wizerunek, który znajduje się w Białej Sali, gdzie jest namalowany ze św. Kazimierzem, Królewiczem, czy na wizerunek w kaplicy w Giedroycianum, który jeszcze jakiś czas będzie w Muzeum Archidiecezjalnym, a potem do nas wróci, to widzimy, że Michał jest tam namalowany ze swoją koroną, która leży na ziemi. Św. Kazimierz Królewicz ma swoją koronę na głowie, a korona Michała leży na ziemi. Myślę, że Michał ze względu na swój charakter, na swoją historię, na to, co mogło go w życiu zranić, na wszystkie wydarzenia, które łączyły się z jego kniaziowskim i litewskim pochodzeniem z pewnością był bardzo wrażliwy na wszelkie, nawet najmniejsze oznaki ewentualnego poniżenia, traktowania go z góry, czy twierdzenia, że ktoś jest lepszy od niego. Na pewno był bardzo wrażliwy. Musiał to przeżywać. Nie mamy oczywiście świadectw, który by to potwierdzały, ale z pewnością tak było. Ten wizerunek, na którym jego korona leży na ziemi, pokazuje nam, że Michał odkrył w krzyżu nie tyle nawet pocieszenie, co jakiś rodzaj przekształcenia swojego bólu, niemocy, trudności w siłę i moc. To, co go poniżało i bolało, zamienił na to, co go wywyższało, co go łączyło z Chrystusem. Patrząc na Chrystusa ukrzyżowanego nie tylko odkrył uczuciowo, że Pan Jezus cierpi, że go boli, że Mu jest źle, że umiera, ale odkrył nieprawdopodobną moc uniżenia się Boga na krzyżu. To jest mądrość krzyża! Patrząc na krzyż widzimy, jak Bóg wszechmocny się uniżył. I wtedy, jeśli podobnie jak Michał odkrywamy mądrość krzyża, rzeczywiście przechodzą nam wszystkie frustracje i do naszego serca napływa jakieś światło. Popatrzmy na nasze myśli: ktoś powiedział tak, jak mógł mnie tak potraktować; a tu mnie nie docenili, a tam mi coś zrobili; mogłem być potraktowany inaczej, a nie tak jak mnie potraktowano, itd., itd. Ileż tego typu myśli mamy w sobie! Ileż mamy tego typu zranień, które męczą nas może nawet przez całe lata. Michał odkrył w tym wszystkim swoją moc. Na ziemi leży jego korona, korona satysfakcji, spełnienia, odpowiedzi na pytanie, tak po ludzku, kim jest. Położył tę koronę na ziemi, a tym samy zyskał to, co maluje się zwykle na tych wizerunkach – aureolę, która jest światłem odbijanym od Boga, którą daje sam Bóg. Aureola nie jest ludzką chwałą, ale danym od Boga zrozumieniem, że chwała płynie tylko od Niego. Będąc kniaziem z uniwersyteckim wykształceniem można odkryć swoje całkowite spełnienie w zamiataniu posadzki, po której i my teraz chodzimy w tym kościele. Kniaź, z Litwy, uczony – Michał na pewno cierpiał, ale milczał i rozmawiał z innymi. Rozmawiał z Janem Kantym, czerpał z tego mądrość i nie dawał się zatruwać tego typu myślom.
Tego typu opinie, czy schematy myślowe jednak istniały, na co dam przykład z dokumentu procesu kanonizacyjnego Jana Kantego. Ks. Stanisław z Bystrzycy, zresztą współbrat Michała, ale już z XVI wieku, mówi tak: „Mimo, że Polska jest wybraną winnicą Pana, to jednak Gospodarz Niebieski nie uniżył i Litwy, która wydała jedną gałązkę, bł. Michała z Giedroyci, ten zaś wśród wielkiej liczby niewykształconych rodaków był…”. I tutaj następuje cały opis, że był wykształcony i mądry. Ten tekst znajduje się w aktach kanonizacyjnych, a jednak pobrzmiewa tutaj albo nuta kompleksu albo wyższości. Nie wiem, czy ks. Stanisław z Bystrzycy był Litwinem, czy Polakiem, ale mówi, że Polska jest wybraną winnicą Pana, a Litwa jednak kogoś tam zrodziła i wśród niewykształconych rodaków Michał się wyróżnił. Tak mówi człowiek, który nawet w takich dokumentach, wręcz nieświadomie, akcentuje różnicę, że Polacy są lepsi niż Litwini. Michałowi było to na pewno obce, obojętnie w którą stronę. Ale są to niebezpieczeństwa, które nam zagrażają. Czy to ze względu na to, że jestem Polakiem, czy katolikiem, czy ze względu na to, że mam taki a nie inny zawód, mogę czuć się wyższy od innych. Michał odkrył w krzyżu prawdę. Dopiero wtedy możemy się szczycić różnymi naszymi cechami: zawodem, narodowością, kulturą, kiedy sięgniemy do najgłębszych korzeni naszej tożsamości, a tę ziemską koronę pozostawimy na posadzce, może nawet tego kościoła, tak jak Michał ją tutaj zostawił.
Prośmy więc o to Michała szczególnie wtedy, kiedy czujemy się w jakiś sposób niespełnieni, niedowartościowani, poniżeni, zawiedzeni, kiedy ktoś nie spełnia naszych oczekiwań, albo moje życie nie spełnia moich oczekiwań, które być może są w moim sercu. Prośmy teraz Michała, żeby nam pomógł w przemianie serca i w odkryciu mądrości krzyża. Jeszcze raz pomodlę się tą słynną modlitwą, tyle razy powtarzaną tutaj w naszym kościele:
Błogosławiony Michale,
Który z dalekiej przybyłeś Litwy
na krakowską ziemię –
naucz nas godzić się z każdym wygnaniem.
Który umiałeś wpatrywać się w Rany Jezusowe –
uproś nam ciszę serca, byśmy Głos Ukrzyżowanego słyszeli.
Który znałeś niewypowiedziany smak nocnej modlitwy,
daj nam rozsmakować się w przebywaniu z Panem.
Który byłeś wzorem wyrzeczenia i ascezy,
pozwól nam wstępować w Twoje ślady.
Który pokornie szaty kapłanom podawałeś,
zaszczep w sercach naszych wielką dla nich cześć.
Który usługiwałeś Przenajświętszej Eucharystii,
bądź naszym wspomożycielem, gdy do Niej się zbliżamy.
Który życie spędziłeś w zaciszu św. Marka,
broń ten kościół od zakusów ręki niegodziwej.
Który białą szatę św. Augustyna nosiłeś,
daj nam dochować wierności – wybielonej w Krwi Baranka.
Który ani chwili czasu nie zmarnowałeś,
naucz nas cenić piasek przesypywanych dni…
Który pod tym dachem żywota dokonałeś,
uproś nam szczęśliwą ostatnią godzinę.
Który bliźnich darzyłeś pokojem i dobrocią,
przygarnij nas, zebranych przy Twoim grobie.
Oczom złaknionym – pokaż słodkie oblicze Madonny.
Sercu głodnemu – podaj krzyż z serca wyrastający.
Rękom szukającym – wskaż pracę właściwą,
a prośby przekaż Wszechmocy Błagającej.
Błogosławiony Michale, Który wpatrujesz się w Przenajświętsze Oblicze Boga, pokaż nam, tak jak umiesz i możesz, odblask Bożego Majestatu, byśmy Nim zachwyceni, Jego tylko pragnęli w pokorze, Jego tylko szukali cierpliwie i do Niego, z zaparciem się siebie, wytrwale dążyli.
Dzień trzeci, 4 IV 2019
ROZMOWA Z UKRZYŻOWANYM
Czyt.: Wj 32,7-14; Ps 106; J 5,31-47
W naszych poprzednich dwóch spotkaniach patrzyliśmy na Michała, który odnalazł krzyż podobnie jak duchowy założyciel Zakonu, św. Cyriak, jak św. Helena. Michał nie odnalazł materialnych relikwii krzyża, ale odnalazł krzyż dla swojego życia, odnalazł to, co rzeczywiście daje życie. Wczoraj mówiłem o tym, że Michał patrząc na krzyż położył na ziemi swoją koronę, czyli to, co po ludzku mogłoby być dla niego satysfakcją, poczuciem jego godności, wartości. Szukał chwały płynącej od Chrystusa. Dzisiaj pójdźmy dalej za tym wątkiem i zobaczymy, co Michał usłyszał od ukrzyżowanego Chrystusa i co również my słyszymy.
W dzisiejszej Ewangelii Chrystus mówi, że gdyby sam o sobie wydawał świadectwo, Jego świadectwo nie byłoby prawdziwe, i że to Ojciec wydaje o Nim świadectwo oraz dzieła, które Ojciec daje Mu do wykonania. Zatrzymajmy się najpierw na słowie świadectwo, tak po ludzku, na naszym poziomie. Popatrzmy na świadectwo, czyli na opinie, jakich potrzebujemy w życiu. Już w przedszkolu dziecko otrzymuje opinię. Niedawno rozmawiałem z Przedszkolanką, która po jakimś etapie wychowania dzieci w przedszkolu musi o każdym dziecku napisać opinię: co potrafi, jak się zachowuje itp. Od samego początku jesteśmy opiniowani. Mamy świadectwa ze szkoły i jak są dobre, to chcemy, żeby nas rodzice pochwalili. Potem mamy świadectwa, opinie w pracy. W naszej ludzkiej rzeczywistości, jeśli ktoś mówi wyłącznie sam o sobie, to ci, co go słuchają, oczekują opinii kogoś innego, które będzie potwierdzeniem jego słów. Nawet w Kościele tak jest. Jeśli trzeba przyjąć człowieka do seminarium, czy do zakonu, dopuścić go do święceń albo powierzyć mu jakieś obowiązki, to szuka się opinii o nim. Te ludzkie opinie są potrzebne, ale one nie wystarczają, bo nie do końca wchodzą w prawdę o tym, kim jesteśmy. Czy te opinie ludzkie, a nawet moja opinia o samym sobie, wystarczą, żeby mieć poczucie prawdziwego pokoju?
Zmierzam tu do tego, o co Michał pytał Ukrzyżowanego, kiedy z Nim rozmawiał, ale także o co my zawsze Go pytamy, nawet bezgłośnie. To pytanie jest na dnie serca każdego człowieka. Nawet jeśli to pytanie wypiera, czy zagłusza, to ono tam jest. Jakie to jest pytanie? Pytanie, na które chcemy znaleźć odpowiedź, to: Czy ja, Boże, Ci się podobam? Jeśli ta odpowiedź jest pozytywna, to wtedy otrzymujemy pokój, ogarnia nas pokój. Michał z pewnością też o to pytał, klęcząc przed Ukrzyżowanym. Co Chrystus mu odpowiada? Zanim spróbuję medytacyjnie dojść do tego, to chciałbym powiedzieć, że zastanowiła mnie pewna zbieżność dat w życiu Michała. Umiera w roku 1485, trzy lata po narodzinach Marcina Lutra. Marcin Luter urodził się w roku 1482, święcenia kapłańskie przyjął w roku 1507, dokładnie w 22 rocznicę śmierci Michała, 4 maja. Dlaczego mówię o ojcu Reformacji? Dlatego, że niezwykle mocno nurtowało go pytanie o usprawiedliwienie, a więc, czy spodoba się Bogu, czy będzie zbawiony. Chciał mieć całkowitą pewność odpowiedzi na to pytanie i doszedł do pewnych wniosków, które były sprzeczne z prawdą, z nauką Kościoła. Chciał mieć pewność. Chciał wziąć tę pewność, schować ją sobie do szuflady i wyciągać ją zawsze, kiedy będzie niepewny. Nie wystarczała mu Msza św., nie wystarczała mu spowiedź, nie wystarczało mu kapłaństwo. Chciał mieć inną pewność. Odpowiedzi protestantów na to bardzo gwałtowne pytanie były różne. Niektórzy wymyślili, że istnieje jakaś predestynacja, przeznaczenie, że jedni są przeznaczeni do zbawienia, a inni nie. Różne były te odpowiedzi, bardzo często błędne. Niedawno bardzo mnie dotknęła odpowiedź pewnego protestanta, który odkrył prawdę w Kościele katolickim i stał się jego członkiem. Powiedział tak: Przedtem szukałem pewności i do końca nie znalazłem jej w doktrynie protestanckiej. Przyszedłem do Kościoła katolickiego, który nie dał mi pewności, której szukałem, ale dał mi nadzieję. Ten człowiek przeciwstawił nadzieję pewności. Bardzo mnie to dotknęło.
Czym się różni ta pewność, którą człowiek chciałby mieć, od rzeczywistej nadziei? Michał, który pyta ukrzyżowanego Chrystusa o to, czy podoba się Bogu, nie dostaje od Niego odpowiedzi, którą mógłby sobie schować do szuflady i być już po ludzku pewnym. Co Chrystus mu odpowiada? Na obrazie jest zapisana odpowiedź: „Bądź cierpliwy aż do śmierci, a dam ci koronę życia”. To tradycja przypisuje Chrystusowi te słowa. Wiemy, że Chrystus rozmawiał z Michałem, bo Michał wyznał to Przełożonemu tuż przed śmiercią w czasie spowiedzi. Ale na szczęście Przełożony nie chciał złożyć przysięgi, że nie będzie nikomu o tym mówił i dlatego mógł o tym powiedzieć. Ta wiadomość więc do nas dotarła, ale nie wiemy, co Pan Jezus powiedział Michałowi. To tradycja przypisała Panu Jezusowi słowa „Bądź cierpliwy aż do śmierci, a dam ci koronę życia”. Te słowa również mówią nie tyle o pewności, co o nadziei i o tym, że Jezus daje za darmo. Jezus Ukrzyżowany, wobec którego człowiek stawia pytanie: Czy Ci się podobam?, daje za darmo. Mówi: Potrzebuję cię, potrzebuję twojej codziennej pracy w cierpliwości. Wielu Świętych, którzy rozmawiali z Chrystusem Ukrzyżowanym, otrzymywali słowa, które mówiły o ich zadaniu. Królowa Jadwiga, kiedy wpatrywała się w czarny wawelski krucyfiks, usłyszała: „Czyń, co widzisz”. Matka Teresa usłyszała od Jezusa: „Pragnę!” i również odczytała to jako posłanie. Św. Franciszek z Asyżu usłyszał: „Odbuduj mój kościół”. Jezus nie mówi więc do człowieka, że wszystko jest w porządku i że ma wszystko „zaklepane” jak w banku, ale mówi: Idź! Idź każdego dnia i nie zważaj na to, czy twoje zadanie jest wielkie, czy małe i czy wykonujesz je z doskonałością, czy też są w tym jakieś niedostatki. Nie zważaj na to, tylko słuchaj, że mówię: Idź!
„Bądź cierpliwy aż do śmierci, a dam ci koronę życia” – te słowa usłyszał Michał i to tutaj uzyskał tę Boską pewność, którą daje nadzieja, że jego codzienny wysiłek w tej świątyni, w zakrystii, ma swoją wartość. A mógłby mieć pokusy, aby swoją pracę oceniać negatywnie. Chodził o kuli, więc aby przynieść do ołtarza chleb i wino na pewno musiał chodzić do zakrystii dwa razy, a nie raz. Raz trzeba było przynieść w jednej ręce chleb, a potem za drugim razem wino. Można powiedzieć, że wszystko kosztowało go dwa razy tyle co człowieka sprawnego. Mógłby się zastanawiać, jaki to ma sens, że może ktoś inny lepiej nadawałby się do tej pracy, bo zrobiłby to szybciej, sprawniej. Jednak tu nie chodzi o efektywność. Chociaż każdy z nas chce osiągnąć efekt, to Panu Jezusowi nie o to chodzi. Michał to zrozumiał. Pojął to też dzięki temu, że wszystko robił dla ołtarza, że cała jego bieganina koncentrowała się wokół ołtarza. Zrozumiał, że tak naprawdę to z ołtarza, z Eucharystii płynie sens jego codziennego działania, tego zwykłego, niedoskonałego, może czasem nie lubianego, nie do końca efektywnego, ale danego przez Boga, który mówi: Bądź cierpliwie wierny, a dam ci koronę życia. Michał to zrozumiał, ale pojął też, nie tak jak Marcin Luter, że nie da się tej satysfakcji, spokoju, pewności schować do szufladki, bo one codziennie są Bożym darem i codziennie muszą być jakby na nowo podejmowane w działaniu. Dopiero kiedy jesteśmy posłuszni Bogu, podejmujemy to działanie i kiedy mówimy Bogu: tak, to wtedy uaktywnia się moc. Jeśli człowiek czeka na nią, czeka i czeka, to okazuje się, że się nie doczeka. Tylko wtedy, kiedy idzie w nadziei i robi to, co ma robić, biorąc moc z Eucharystii, to dopiero wtedy przychodzi jakiś przedziwny pokój. Dopiero wtedy. Jeśli tego procesu, tej dynamiki nie ma, to człowiek przestaje się modlić, przestaje przyjmować Komunię, przestaje chodzić do kościoła na Mszę św. i zaczyna zastanawiać się tylko nad swoim losem. I okazuje się, że nagle pojawiają się pokusy zniechęcenia, bezsensu: A po co? A na co? Jaki to wszystko ma sens? Nie dam rady, itd., itd. Michał pokazuje nam, gdzie jest źródło, ten strumień życia płynący z ołtarza, którym trzeba się nieustannie poić, nieustannie go przyjmować, żeby mieć w sobie pokój.
I już na koniec. Na wizerunkach Michał jest bardzo często przedstawiany przed Ukrzyżowanym, ale też przed Maryją, przed Maryją Bolesną, która jest pod krzyżem. Pamiętajmy, że oczywiście nasz Pan, Jezus Chrystus, jako pierwszy, ale również Matka Boża, doświadczyli przeogromnej, największej pokusy rzuconej na Nich przez nasz grzech, przez grzech wszystkich ludzi, przez szatana, który się tym grzechem posłużył. Doświadczyli pokusy bezsensu, pokusy, aby uwierzyć, że to wszystko jest bez sensu. Nikt z ludzi nie przeżył takiej pokusy, jaką przeżył Chrystus i Matka Najświętsza. Ona patrzyła na swoje ukrzyżowane Dziecko i przeżywała pokusę: Popatrz, co urodziłaś? Przeklętego przez Boga, zawieszonego na drzewie. Jezus też słyszał zewsząd, że Bóg Go opuścił, bo również to wewnętrzne przeżycie nie było Mu oszczędzone. Dlatego Ukrzyżowany Jezus, na którego wskazuje Maryja, mówi do nas i ma szczególne prawo do tego, żeby nam powiedzieć: Potrzebuję ciebie i twojego działania, potrzebuję twojego życia dopóki jeszcze choćby jednym palcem ruszasz, bo nikt inny nie zrobi tego, co daję ci dzisiaj do zrobienia. Dzięki temu, że jesteś wierny, na ten świat przychodzi łaska do innych ludzi.
Protestant, o którym wspomniałem, napisał już jako katolik książkę pod tytułem: „Jak Kościół katolicki uratował moje małżeństwo”. W tej książce mówi, że właśnie przemiana myślenia w jego życiu spowodowała, że zaczął po prostu widzieć, że trzeba się starać spełniać swoje zadania i zdobywać cnoty, które są potrzebne w miłowaniu, w kochaniu drugiego człowieka. Takie podejście do życia powoduje, że on codziennie chce się starać i wszystko jedno, czy mu to wychodzi, czy nie, bo to jest potrzebne, żeby kochać tego, kto jest blisko, walczyć z wadami, walczyć z nałogami, walczyć z jakimś brakiem miłości. To uratowało jego małżeństwo.
Niech Pan Jezus ukrzyżowany i Michał, który na Niego patrzył, uratują nie tylko nasze małżeństwa, czy nasze wspólnoty, ale nasze życie. Niech ogarnie nas pokój. Amen.
Prośmy w modlitwie wiernych za nasz kościół, za wspólnotę i we wszystkich naszych intencjach.
Za wstawiennictwem bł. Michała:
Stałości w wierze – naucz nas, Panie
Gorliwości w służeniu Tobie – naucz nas, Panie
Synowskiej modlitwy – naucz nas, Panie
Wrażliwości na Twój głos – naucz nas, Panie
Pragnienia przebywania z Tobą – naucz nas, Panie
Radości z uczestnictwa w Twoim życiu – naucz nas, Panie
Gotowości do wyrzeczeń dla Twojej chwały – naucz nas, Panie
Składania ofiary z siebie – naucz nas, Panie
Ufności w zwycięstwo krzyża – naucz nas, Panie
Umiłowania Eucharystii – naucz nas, Panie
Dojrzałego uczestnictwa w liturgii – naucz nas, Panie
Cichości i pokory – naucz nas, Panie
Miłości w czynach – naucz nas, Panie
Mądrości krzyża – naucz nas, Panie
Dostrzegania sensu cierpienia – naucz nas, Panie
Wytrwałości w utrapieniach – naucz nas, Panie
Męstwa w poniżeniu – naucz nas, Panie
Pokory w wywyższeniu – naucz nas, Panie
Roztropności działania – naucz nas, Panie
Naśladowania cnót Maryi – naucz nas, Panie
Wypełniania rzeczy małych w wielki sposób – naucz nas, Panie
Zrozumienia życia według rad ewangelicznych – naucz nas, Panie
Troski o piękno Kościoła, Oblubienicy Twojej – naucz nas, Panie
Szacunku dla kapłaństwa – naucz nas, Panie
Macierzyńskiej miłości do Twojego Kościoła – naucz nas, Panie
Doprowadzenia braci do Ciebie – naucz nas, Panie
Rozpoznawania ciebie w świecie – naucz nas, Panie
Rozpoznawania twojego oblicza w twarzy potrzebującego człowieka – naucz nas, Panie
Uporządkowanej miłości do wszystkich ludzi – naucz nas, Panie
Wybierania Ciebie ponad wszystko – naucz nas, Panie
Nadziei na Twoją łaskę – naucz nas, Panie
Odkrycia własnego powołania – naucz nas, Panie.
Boże, przyjmij nasze prośby zanoszone przez bł. Michała Giedroycia, który żyjesz i królujesz przez wszystkie wieki wieków. Amen
/Tekst nieautoryzowany, spisany z nagrania – L.R./