W dniach 23-26 sierpnia udałyśmy się we dwie (s. Anna i s. Marzena) do Częstochowy. Pielgrzymka „kameralna” ma niepowtarzalny klimat. Można iść w dogodnym tempie, zatrzymać się na chwilę, by się pomodlić, coś zobaczyć, albo by z kimś dłużej porozmawiać, podzielić się wiarą, nadzieją i okazać sobie wzajemną troskę, miłość.
Szłyśmy trasą przez Olkusz – Ogrodzieniec – Leśniów – Olsztyn aż na Jasną Górę. Ludzie reagowali tak serdecznie, że nie było problemu ani z noclegiem, ani z jedzeniem. Pukałyśmy do drzwi i pytały, czy nie znalazł by się kawałek podłogi dla dwóch pątniczek. W odpowiedzi goszczono nas, i to po królewsku. Opatrzność, to znaczy Dobry Ojciec, czuwał nad nami i troszczył się o nas aż do najmniejszego szczegółu. Prosił jednak o dziecięcą prostotę, zaufanie i o pokorę – na nie odpowiadał z hojną czułością. W drodze towarzyszyła nam codziennie modlitwa różańcowa i Koronka do Miłosierdzia Bożego. Była też okazja do drogi w ciszy i do wspólnego śpiewu. Wielkim przeżyciem były dla nas obu odwiedziny Sanktuarium Matki Rodzin w Leśniowie. Długo się tam modliłyśmy. Wzruszenie było tym większe, że ojcowie paulini, przeżywając oblężenie pielgrzymów w klasztorze i we wszystkich rozmównicach, poszukali nam noclegu u rodziny kapłana, pochodzącego z Leśniowa. Choć nasza wizyta była niespodziewana, domownicy przyjęli nas z otwartymi ramionami. Droga do Częstochowy wymagała cierpliwości, bo słońce przeplatało się z deszczem, niemniej dzięki przyjaźni trud wydawał się mniejszy, a poczucie humoru i iskry wiary wciąż pobudzały. No i wreszcie dotarłyśmy do Częstochowy – już 25-ego sierpnia. Okazało się, że Częstochowa również przeżywa oblężenie – tym razem nie przez Szwedów, ale przez pielgrzymów, no i trudno o nocleg. Ale troskliwy ojciec paulin obdzwonił parę miejsc i wreszcie przyjęły nas bliskie nam bardzo Małe Siostry Jezusa. Czułyśmy się u nich jak w domu. Klimat klasztoru i wspólnoty siostrzanej jest podobny. Wieczorem udałyśmy się na wigilijną Mszę świętą (imieninową Mszę Maryi) na szczyt. Rozpoczęła się o 19.00. Była piękna, spokojna, a że nie padało i nie prażyło, można się było bez przeszkód modlić . Po Mszy świętej udało się nam dotrzeć do kaplicy Matki i być blisko Niej. Modlitwa zakończyła się wspólnym apelem. 26-ego udałyśmy się do Wieczernika na adorację, a potem na szczyt, gdzie o 11.00 rozpoczęła się uroczysta Msza święta. Lało jak z cebra. Myśmy stały pod dachem na górze. Tam wprawdzie było ciepło i w zasadzie sucho, ale ścisk był taki, że wielu z nas po prostu wisiało w powietrzu. Jakim cudem w takim warunkach przeszedł Pan i do wszystkich dotarł kapłan z Komunią święta, tego nikt nie wie. Ludzie jakoś robili jeden drugiemu miejsce (pomimo braku miejsca). Można było poczuć fizycznie, że jesteśmy jednym ciałem. Warunki atmosferyczne i ścisk dały maleńką okazję do tego, by dołączyć kropelkę osobistego trudu do modlitwy i ofiary Jezusa w intencji pokoju na świecie, zwłaszcza prześladowanych na Bliskim Wschodzie chrześcijan. To było wielkie przeżycie. A pielgrzymka? – Chwała Tobie, Panie, za tak piękny i błogosławiony czas, a Tobie, Matko, za to, że JESTEŚ!
Dodaj komentarz