Rozmowa z s. Anną Sudujko, jadwiżanką wawelską, w roku 25-lecia Wspólnoty
Siostro, Wspólnota Sióstr Jadwiżanek obchodzi w tym roku 25-lecie swojego istnienia. Jakie były początki Wspólnoty? Jaka idea przyświeciła bpowi Świerzawskiemu, który stał się Waszym założycielem?
Ciągle jesteśmy u początków! Tak doświadczamy naszego istnienia. Ale zegar odmierza czas i 25 lat już za nami. Jesteśmy świadome, że mamy przywilej wzrastać w tym czasie przy boku Ojca Założyciela – bpa Wacława Świerzawskiego. On, który odkrywał na nowo, wraz z Soborem Watykańskim II, prawdę o Bogu działającym w liturgii Kościoła, nie zostawił tego dla siebie. Chciał, by zaistniała Wspólnota, która nie tylko będzie uwielbiała Boga w liturgii, ale też służyła spotkaniu Boga z człowiekiem w liturgii.
To bardzo ciekawe, że żyjecie w czasie, gdy Wasz Założyciel żyje. Czy ten fakt sprawia, że czerpiąc z Jego myśli możecie doskonalić swoje konstytucje lub coś udoskonalać w charyzmacie?
To, że żyje nasz Założyciel, ma wpływ na nasze życie. Razem z Ojcem Założycielem najpierw słuchamy Boga, Jego Słowa, by bardziej rozumieć działanie Boga w liturgii i odpowiadać naszym współdziałaniem. Przez te lata wysłuchałyśmy wiele konferencji, homilii, rekolekcji. Jednak scalanie w życiu osobistym każdej siostry, jak i we Wspólnocie – wiedzy i miłości – jest zadaniem na całe życie.
Przez lata na kapitułach pochylałyśmy się nad naszymi konstytucjami i weryfikowałyśmy je. Ten proces trwa. Dziś więcej szczegółów i uwagi pochłaniają paragrafy prawne, bo trzeba je precyzyjnie sformułować i zapisać. Natomiast czas powstawania wspólnoty, pierwsze jej lata, to czas radykalizmu. Radykalizmu miłości, bo jest to doświadczenie bardzo ewangeliczne, takie jak powołanie pierwszych uczniów przez Jezusa. Idą, można by powiedzieć, w ciemno. Jezus powołując pierwszych uczniów, np. Piotra, mówił im: „odtąd ludzi będziesz łowił”. W charyzmacie danej wspólnoty osoby powołane odkrywają jakby podobne wezwanie, zaproszenie i posłanie.
W naszym jadwiżańskim charyzmacie mocno brzmią słowa Jezusa: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28,19-20).
Wplotę osobisty wątek: wstępowałam do Wspólnoty, która liczyła wówczas 7 sióstr… Siostry mieszkały i ewangelizowały w Krakowie i w Sandomierzu. To był trzeci rok istnienia Wspólnoty. Dowiedziałam się o jadwiżankach mieszkając w Wilnie – niesamowite, że tam (a nie byliśmy wówczas w strefie Szengen) – pociągnięta tym charyzmatem przyjechałam do Krakowa, do Wspólnoty. Myślę czasem, że św. Jadwiga (wówczas jeszcze błogosławiona) miała jakiś tajemny wpływ na moją decyzję. Ona pociągnięta w swojej historii życiowej na modlitwie wezwaniem Jezusa: „czyń, co widzisz” – zostaje matką chrzestną narodu litewskiego, ostatniego w Europie kraju pogańskiego. Ja z tegoż kraju, staję się jadwiżanką, niosącą Ewangelię innym. „Duch wieje kędy chce”…
Wracam do pytania, czy udoskonalamy coś w charyzmacie? Chyba nie chciałabym tak to nazywać. Nasz charyzmat jest bardzo prosty, szeroki i wąski zarazem. Siostry nazywają to siedzeniem u Źródła. Obecny Pan jest tym źródłem, jest nim w liturgii. To liturgia jest źródłem naszej duchowości i dynamizuje nasze apostolstwo.
Obecny w sakramentach Kościoła Bóg chce być tam odnajdywany, wielbiony i głoszony. A wszystko po, by „zdejmując zasłonę z Misterium i kataraktę z oczu”, najpierw we własnym sercu i we Wspólnocie, żyć Nim w codzienności. Moc paschalnego misterium Chrystusa daje nam, siostrom, w jednomyślności bogatej różnorodnością miłować się wzajemnie. Przynaglone zaś odkryciem daru dynamicznej Obecności Pana chcemy nim się dzielić.
Więc nie tyle charyzmat udoskonalamy, co udoskonalamy nasze serca (przez nawrócenie). A charyzmat pogłębiamy, nim się karmimy i dzielimy się, jak czystą wodą ze źródła, która nie wyczerpuje się, ale też nie zmienia się, pozostanie tylko (i aż) wodą… Charyzmat odkrywania Obecności Bożej jest zobowiązujący. Trzeba siedzieć przy Źródle, podprowadzać spragnionych i umożliwiać im zaczerpnięcie…
Jednym z założeń Sióstr Jadwiżanek jest przygotowywanie dorosłych do sakramentów: do chrztu, bierzmowania i Eucharystii, do sakramentu chorych i do małżeństwa, ale także pomagacie już ochrzczonym w pogłębianiu wiary. Pomagacie się też przygotować się do sakramentu pokuty po wielu latach… Jak wygląda takowa pomoc w rachunku sumienia po długim czasie?
Liturgia stanowi dla Kościoła uprzywilejowane miejsce spotkania człowieka z Bogiem. Dlatego też w naszej formule ślubów zostało podkreślone: służba Bogu obecnemu w Liturgii Kościoła i Jego spotkaniu z ludźmi.
Przygotowanie dorosłych do sakramentów jest odpowiedzią Kościoła na potrzebę w świecie poznawania Boga i wejścia w relację z Nim. Znalazło to swój konkret w dziele katechumenatu. Jest instytucja, powstała w pierwszych wiekach chrześcijaństwa a po Soborze Watykańskim II odnowiona i zaproponowana na nowo. Nie sposób w tym krótkim wywiadzie przybliżyć działania katechumenatu, odsyłam więc do osobistej lektury, jednak chcę podkreślić rys naszej posługi w katechumenacie. Katechumenat to przygotowywanie osób dorosłych do spotkania Boga w sakramentach chrześcijańskiego wtajemniczenia: chrztu, bierzmowania i Eucharystii. W miejscach naszej posługi katechumenalnej (a jest to Kraków, Sandomierz, Szczecin) podejmujemy towarzyszenie osobiste osobie przygotowującej się do przyjęcia sakramentów. Ten dialog „z serca do serca” jest rysem naszej posługi, metodą naszego przekazu wiary. Ten sposób wypłynął jako odpowiedź Kościoła na znaki czasu, który widzi we współczesnym świecie potrzebę świadectwa i osobowego spotkania.
Ta metoda indywidualnego towarzyszenia osobom przygotowującym się do sakramentów, też po latach do spowiedzi, jest właściwie sama konkretną pomocą. Historia każdego człowieka jest wyjątkowa, więc i droga do sakramentów jest indywidualna.
Jeśli chodzi o osoby ochrzczone, to najpierw wspólnie odkrywamy dar chrztu, odkopujemy zasypane Źródło miłości i poszukujemy obecności Boga w życiu wydawałoby się poza Bogiem. Priorytet w takiej sytuacji – odkrycie tożsamości chrzcielnej: „jestem dzieckiem Boga, który kocha mnie i chce obdarzyć łaską, tj. życiem, miłością, Sobą”. Kiedy odsłania się horyzont umiłowania bezwarunkowego, przychodzi światło, które pozwala osobie zobaczyć swoje odejścia od Boga, swoje zniewolenia, swój grzech, niewierność, zakłamanie. Jestem przekonana, że to Duch Święty prowadzi osobę, która zaczyna widzieć i nazywać swoje rany duchowe, swój grzech. Dekalog, przykazania, przypowieści Jezusa są pomocą w rachunku sumienia i korzystamy z nich. Ale – podkreślam – najpierw musi być odkopany zasypany dar miłości Ojcowskiej otrzymanej na chrzcie.
Przeczytałam na jednej z Waszych stron, że bp Świerzawski polecał Wam, abyście podglądały Chrystusa, jak On rozmawiał z ludźmi – dyskretnie, w rozmowach w cztery oczy, gdzie można głębiej dotknąć życia… Czy długiego czasu potrzeba, aby w tej doradzie móc się odnaleźć i „wypłynąć na głębię”?
Chrystus, mimo, że był Bogiem i wiedział, co w człowieku, stawał dyskretnie przy słabości ludzkiej, wchodził w dialog na poziomie doświadczeń rozmówcy. Weźmy sobie choćby Samarytankę (J 4): zagadnął ją ujawniając swoją ludzką potrzebę: „daj mi pić” i poprowadził do odkrycia jej pragnień najgłębszych.
Wiele potrzeb ma współczesny świat i wiele w nim pragnień nieuświadomionych. Kościół słyszy też czasem niemy, a czasem głośny krzyk świata o miłosierdzie. I od początku Kościół reaguje na potrzeby ubogich. Wie też, że miłość wyraża się nie tylko w rozdawaniu mienia ale o wiele bardziej w dzieleniu się Bożą nauką i w osobistej posłudze bliźniemu (św. Maksym Wyznawca).
Według słów Ojca Założyciela wtajemniczanie-wprowadzanie w Obecność Boga, to najgłębszy, najistotniejszy wymiar miłosierdzia. Jest to centrum naszego charyzmatu.
Czy się w nim odnajdujemy? Tak, inaczej nas by nie było J. Widzimy też ciągłe zadania przed nami: wielbienie Boga (które jest owocem nawrócenia), by nie zgubić tej Bożej Obecności i pokora, by nie zgubić konkretnego człowieka z jego historią…
Naszą posługę nazywamy towarzyszeniem, bo mamy świadomość wspólnie przemierzanej drogi. „Wypłynięcie na głębię” zależy od wielu czynników, ale łódź naszej gotowości, dyspozycyjności staramy się mieć przygotowaną.
Jest w naszym stroju coś, co w zewnętrznym wyrazie przybliża nas do świata: nie nosimy welonów. Rezygnacja z nakrycia głowy podkreśla naszą więź ze świeckimi. Taki był zamiar Założyciela, to on z pierwszymi siostrami, zaprojektował habit. I rzeczywiście, doświadczamy tego, że odkryta głowa ośmiela ludzi do kontaktu z nami.
Towarzyszycie ludziom w kryzysach wiary i w poszukiwaniu sensu życia. Czy dzisiejszy człowiek bardziej poszukuje swojego sensu istnienia niż wówczas, gdy przed 25-tu laty rozpoczynałyście swoją posługę? Czy dzisiejszy człowiek jest bardziej zagubiony czy osamotniony?
Nie mam wglądu w badania socjologiczne. Wydaje mi się, że dziś w świecie jest o wiele więcej różnego rodzaju możliwości „tracenia” życia, które ludzi pociąga, imitując właśnie jego odwrotność: „będziesz żył”. Pozorne dobro na chwilę zaspokoi pierwszy głód sensu, szczęścia, ale gdy zaczyna się w sercu przebijać tęsknota najwłaściwsza człowiekowi, który stworzony został do relacji z Bogiem, zaczyna się kryzys. I dobrze, że się zaczyna, bo jest szansą na rozwój pełni człowieczeństwa, jest szansą spotkania ze Stwórcą i Odkupicielem.
Czy człowiek jest dziś bardziej osamotniony czy zagubiony? Powiedziałabym, że bardziej zniewolony… chęcią doświadczania, ambicjami na każdym poziomie, szukaniem szczęścia po omacku. Brak mu trwałego fundamentu na którym budowałby swoje życie, więc też szczęście łapane jest ulotne. Więc się gubi coraz bardziej i coraz bardziej jest osamotniony.
Celebracja Liturgii jest centrum dnia każdej Jadwiżanki. Jak w dzisiejszym – zabieganym i pełnym chaosu świecie nie zagubić kontaktu z Chrystusem?
Celebracja Liturgii jest dla nas codziennym oddychaniem. Żyjemy rytmem roku liturgicznego. Pijemy wodę ze Źródła dostępnego dla wszystkich. Bez wody (chrzcielnej) nie ma życia. I jedyną możliwość nie zagubienia kontaktu z Chrystusem dla współczesnego człowieka widzę w jego powrocie do sakramentów, do życia rokiem liturgicznym. Bo czymże innym jest rok liturgiczny, jak nie Chrystusem w Jego misteriach, który jest i działa, odsłaniając Siebie niejako po kawałku, byśmy mogli zbliżyć się do Niego: oczekiwanego w Adwencie, położonego w stajni w Boże Narodzenie, stającego wśród nas w chrzcie w Jordanie, nauczającego na drogach Palestyny, umywającego uczniom nogi, łamiącego Chleb, niosącego Krzyż, Zmartwychwstałego i siedzącego po prawicy Ojca…
Chciałabym wołać za św. Franciszkiem: „miłość nie jest kochana”, bo mamy dostęp do Miłości, mamy dostęp do tych wydarzeń zbawczych w liturgii Kościoła. Poprzez sakramenty możemy spotkać Boga realnego, który działa też w naszym życiu. On przychodzi i jest dla nas: „Pan z wami” – słyszymy u początku każdej Eucharystii.
Potrzeba tylko (i aż), byśmy zechcieli otworzyć swoje drzwi, kiedy puka natchnieniem. Potrzeba, byśmy weszli z Nim w dialog poprzez modlitwę. Z drugiej strony potrzeba dziś mystagogicznej posługi Kościoła, który będzie ukazywał Bożą obecność i wtajemniczał w znaki Jego obecności.
Taka posługa wtajemniczania (wprowadzania w Tajemnicę Boga, w Jego Misterium) jest nam jadwiżankom wawelskim, zadana, na sposób kobiecy, Maryjny. W darze kobiecości jest wpisane macierzyństwo, którego uczymy się od Maryi. Ona obdarowana obecnością Boga, niosąca Go innym i obecna pod Krzyżem jest pierwszą Służebnicą Obecnego.
A może warto na koniec przywołać całą nazwę naszej Wspólnoty: Zgromadzenie Sióstr Św. Jadwigi Królowej Służebnic Chrystusa Obecnego.
Dziękuję za rozmowę.
Tekst ukazał się w czasopiśmie „Rycerz młodych” 1 (51) 2016, z s. Anną Sudujko CHR, jadwiżanką wawelską, rozmawiała Dorota Mazur.
Dodaj komentarz