Zaczęło się tak: „Po tej modlitwie zadrżało miejsce, na którym byli zebrani, wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym i głosili odważnie słowo Boże” (Dz 4,31).
Widać więc wyraźnie związek pomiędzy Duchem Świętym a udzieloną uczniom przez Niego misją głoszenia Słowa. Ten związek pomiędzy Duchem a Słowem jest tak organiczny, że można zaryzykować stwierdzenie, że kto został namaszczony Duchem, a nie głosi Słowa, sprzeniewierza się podstawowej misji, jaką mu Duch przekazał i do jakiej go też swoim tchnieniem uzdolnił: „Idźcie i nauczajcie WSZYSTKIE NARODY, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”, „Idźcie NA CAŁY ŚWIAT i głoście Ewangelię WSZELKIEMU STWORZENIU” – tak mówił Jezus, radując się w Duchu Świętym zamiarem swojego Ojca, który zapragnął zaprosić ludzi do udziału w budowaniu swojego Królestwa na ziemi. My zostaliśmy namaszczeni Duchem Świętym i Ogniem w czasie chrztu i w czasie bierzmowania. Jeśli dary Ducha są w nas „zamrożone”, to jest to wynik braku decyzji wiary. Wiary, która wchodzi w przestrzeń łaski i decyduje się zawiesić swoją logikę rozumienia i działania i poddaje się prowadzeniu Boga. Wszystkie te małowierności: „Nie chcę”, „nie umiem”, „nie nadaję się”, „nie potrafię”, „nic mnie to nie obchodzi”, „niech to zrobią inni”, albo „każdy inny zrobi to lepiej” – są wyrazem myślenia i przeżywania „starego człowieka”. Bo „nowy człowiek” mówi tak: „Jestem mały i grzeszny, ale jeśli mnie, Boże, o to prosisz, to z Twoją pomocą to podejmuję. Tak jak umiem. Resztę zostawiam Tobie. Nie zajmuję się liczeniem efektów. Idę, aby pełnić Twoją wolę, i pragnę, by Twoje Słowo rozszerzyło się na cały świat”.
Zapytajmy się więc o obiektywizm i prostotę naszej wiary. Ile w nas jest medytacji nad Słowem i wolą Boga, a ile ukrytej medytacji samych siebie, swoich przeżyć i zmiennych chęci? Gdzie jest Duch? Którędy idę, a którędy, choć powinienem, nie idę, bo – najwidoczniej – Duch nie jest dla mnie Bogiem, a Jego natchnienia są być może mało przekonywującą alternatywą dla moich myśli, do których mam przecież niekwestionowane prawo… A natchnienia Boże – czym są? W gruncie rzeczy mogą to być dla mnie również tylko czyjeś myśli, z którymi mogę, ale nie muszę, się liczyć. Celowo możemy je dla siebie nazywać czyimiś myślami, a nie Słowem Boga, wolą Boga, czy Jego światłem, bo to mogłoby nas wprowadzić w stan nieprzyjemnego konfliktu sumienia. Musielibyśmy coś z tym zrobić lub dobrowolnie i świadomie wybrać grzech.
Związek Ducha i Słowa jest więc organiczny, ale nie jest to związek automatyczny. To, że uczniowie zostali napełnieni Duchem Świętym, nie sprawiło w nich od razu odważnego głoszenia Słowa, ale UZDOLNIŁO ich do niego. Udzielona im łaska nie zastąpiła więc osobistej decyzji i wysiłku apostołów, nie uwolniła ich od trudu pokonania lęków czy oporów przed poddaniem się natchnieniom Ducha, który skądinąd – będąc Duchem Prawdy – nigdy nas nie okłamie. On nigdy nie wyznacza misji, która przekracza nasze możliwości. A jeśli wyznacza, to udziela nam uprzednio potrzebnej do jej wykonania łaski. Duch nie kłamie i nie zabija. Duch Święty ożywia i wzmacnia. Duch daje wolność, a nie zniewala, bo Duch Święty jest święty.
Codziennie Duch nas posyła, pociąga i przynagla. Musimy się więc nauczyć patrzeć na nasze życie, na wszystkie jego okoliczności (te zewnętrzne i te wewnętrzne), w kluczu wiary. „Kiedy Piotr rozmyślał jeszcze nad widzeniem, powiedział do niego Duch: Poszukuje cię trzech ludzi” (Dz 10,19). Właśnie – „Poszukuje Cię trzech ludzi” – to przecież nasza codzienna sytuacja. Trzeba gdzieś iść, coś załatwić, spotkać się, proszą nas lub oczekują podświadomie, że jako świadkowie wiary złożymy świadectwo – słowem i czynem. Nic więcej nie potrzeba i z niczego innego nie będziemy rozliczeni, tylko z tej miłości, która świadczy o prymacie Boga i przekłada się na konkret odniesienia do drugiego człowieka. W ostatecznym rachunku nic innego nie będzie się liczyło, tylko to: „Poszukuje Cię trzech ludzi”, więc trzeba po prostu do nich iść. „Duch powiedział mi, abym bez wahania poszedł z nimi” (Dz 11,12). Trzeba zaufać logice Ducha. Przekroczyć dane czystego rozumu, przekroczyć lęki ciała i uwierzyć, że Duch jest Bogiem, a Jego natchnienia – konsekwentnie – są Boskie. „Oni wysłani przez Ducha Świętego zeszli do Seleucji, a stamtąd odpłynęli na Cypr” (Dz 13,4). Krok po kroku Duch nas prowadzi. W domu, w pracy, na uczelni. We wszystkich relacjach. W każdej, choćby najmniejszej rozmowie, w każdym spojrzeniu, czy komentarzu do sytuacji. A my wysłani przez Ducha Świętego idziemy. Zacząwszy Duchem, nie chciejmy więc kończyć ciałem. Nie bądźmy aż tak nierozumni. A jeśli szukamy pomocy w weryfikacji tego, jaki duch nami kieruje – Duch Boży, duch zły, czy my sami, to wczytajmy się w Słowo i zmierzmy w całej prawdzie z owocami Ducha, którymi są: „miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć i wierność” (por. Ga 5,22).
Kto zrobi ten duchowy krok, przekona się, że ufając Bogu osiągnie szczęście.
Duchu Święty, Boski Ogniu i Boskie Światło, spraw, aby mój rozum był posłuszny Twoim natchnieniom, by moje serce szukało Jezusowego oblicza w bliźnich i by moja wola tęskniła za wypełnieniem woli Ojca, który mnie kocha.
Marzena Władowska CHR, „Idziemy w Duchu”, w: Posłaniec św. Antoniego nr 4/2015.
Dodaj komentarz