„Bardzo mało modli się ten, co tylko przywykł modlić się wtedy, gdy klęczy” (Św. Jan Kasjan).
„Nieustannie się módlcie”. Jak widać, łatwo sprowadzić to biblijne polecenie do absurdu. Czy mamy nie spać i nie jeść, nie pracować i cały czas się modlić? Odpowiedź jest jedna: Przecież to niemożliwe! A jednak ten sam św. Paweł, który wzywa do nieustannej modlitwy, napomina tych samych adresatów zachęcanych przez niego do nieustannej modlitwy: „Kto nie chce pracować, nie nie je” (2 Tes 2, 3). Wzywa więc do pracy na własny chleb. Temat modlitwy i pracy znalazł się na innej niż nasza racjonalna, czarno-biała rzeczywistość. Bo jego słowa rodzą pytanie: Czyżby podczas pracy należało modlić się nieustannie? A także… podczas snu?
Z pozornej absurdalności wymagania postawionego przez Jezusa pustelnicy odczytali myśl: Zbawiciel rozumiał modlitwę inaczej! Nasz Pielgrzym mówił: „Przestałem modlitwę odmawiać ustami i zacząłem przysłuchiwać się temu, co mówi serce… Zacząłem odczuwać w sercu delikatny ból, a w myślach taką miłość do Jezusa Chrystusa… Zaczęło się pojawiać w sercu jakieś kojące ciepło, które rozchodziło się na całe piersi…”. Tradycja mistyczna nazywa to „trwaniem w obecności Bożej”. Ludzie święci, którzy znają to słowo – nie z teorii, ale z praktyki własnego doświadczenia – wiedzą, do czego wzywał Zbawiciel. Do zjednoczenia tak głębokiego, że – jak pisał św. Paweł Apostoł – „żyję ja, ale już nie ja, żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20). Aż po skrajność wyrażoną w nauce współczesnego pustelnika – trapisty Thomasa Mertona (zm. 1968), który mówił do braci nowicjuszy w swoim klasztorze Getsemani: „Kiedy spotykasz swego brata, Chrystus spotyka Chrystusa”.
„Modlitwa jest zawsze możliwa”, „modlitwa jest życiową koniecznością”, „modlitwa i życie chrześcijańskiego są nierozłączne”. Takie słowa czytamy we współczesnym Katechizmie Kościoła Katolickiego wydanym za pontyfikatu św. Jana Pawła II.
Prawdziwa modlitwa jest więc chwilą zjednoczenia z Bogiem, a nieustanna modlitwa to nieustanne trwanie w tym zjednoczeniu. To ideał życia pustelniczego. Nic dziwnego, że nieustanne modlenie się stanowiło najważniejszy program anachoretów – ludzi pustyni z III, IV i V wieku.
Uczyli oni, że modlitwa musi zająć całe ludzkie życie. Bo i w sprawach duchowych „natura nie znosi próżni”. Przestrzegali, że gdy człowiek nie daje zawsze w sercu miejsca Bogu, zostanie ono szybko zajęte przez nieprzyjaciela: szatana. Będziemy mogli wówczas – powtarzali pustelnicy – uczynić „wiele”, ale dla swego potępienia.
Wewnętrzna absurdalność żądania Jezusowego sprawiła, że pustelnicy zaczęli uważać modlitwę za pojęcie szersze: wiązali ją z postawą człowieka – z oddaniem się Bogu, z posłusznym wypełnianiem Jego woli. Albowiem – jak nauczał Marek Eremita (zm. 430) – „pamięć o Bogu pociągnie również za sobą odpowiednie życie i odpowiednie czyny. Kto wciąż się modli i na każdym kroku budzi w sobie wspomnienie Boga, tego ogarnie żal i poczucie wstydu za własną niewdzięczność i grzeszność; czuje się wezwany do gorliwości we wszelkiej cnocie, do dzieł sprawiedliwości, do pełnienia woli Bożej”. Do takich owoców prowadzi modlitwa nieustanna: „Modlitwa jest mianowicie nieustanna, gdy utrzymujemy umysł w wielkiej bojaźni Bożej i gdy w tęsknocie oddani Bogu. w nadziei wciąż w Nim ugruntowani, ufamy Mu we wszystkim; w tym, co czynimy, i w tym, co się nam przydarza” – pisał w VII wieku Maksym Wyznawca.
Pustelnik szuka Boga, a modlitwa jest jak drabina na niedostępne dla śmiertelnika wysokości. Jeśli ma połączyć ziemię z niebem, musi mieć szczególną jakość. Przywołajmy słowa innego wczesnochrześcijańskiego autorytetu z grona anachoretów. Święty Jan Kasjan (zm. ok. 435) pisał: „Bardzo mało modli się ten, co tylko przywykł modlić się wtedy, gdy klęczy. W ogóle natomiast nie modli się ów, co nawet klęcząc, daje się odwieść od modlitwy przez roztargnienie serca”.
W tym momencie w naszych rozważaniach przekraczamy pierwszą granicę. Znaleźliśmy się w krainie medytacji. Nie wychodząc z krainy modlitwy ustami, znaleźliśmy się w barwnym świecie rozmyślania, które otwiera na działanie Boga. To nie jest zamyślenie, to meditatio – rozważanie, namysł, zagłębianie się w myślach. I nie chodzi tu o „myślenie o”, lecz „myślenie jak” i wreszcie „myślenie z”. Medytacja pustelników to zapominanie o swoim ja i „rozważanie słów Boga”, „namysł nad dziełami Pana”, „zagłębianie się w myślach Stwórcy”. „Nie ma prawdziwej modlitwy bez prawdziwej medytacji” – mawiali święci pustynni.
W. Łaszewski, „Wszystko o różańcu, który może wszystko”, W-wa 2016, s. 24-26.
Dodaj komentarz