Przed laty poprosiłam pewnego diakona o rozmowę i powiedziałam mu, że zastanawiam się nad życiem zakonnym. W odpowiedzi zadał mi pytanie: „Czym jest dla Ciebie Eucharystia? Jak ją rozumiesz? Jak przeżywasz?”. Szczerze mówiąc, wówczas pomyślałam sobie, a że jestem szczera, to i odpaliłam zadziornie: „A co ma piernik do wiatraka? Dlaczego pytasz o Eucharystię jakby na niej się wszystko opierało?” Ale kiedy usłyszałam, co mówię, zrozumiałam, że ma rację. Zaczęłam mu powoli mówić o swoim rozumieniu i przeżywaniu Eucharystii. Po dłuższej chwili powiedział: „Potrzebujesz jeszcze czasu, pogłębienia. Bo życie poświęcone Bogu WISI na Eucharystii, na spotkaniu z Chrystusem Eucharystycznym. Jeśli tego nie odkryjesz wiarą, umysłem, sercem, zmysłami, całą sobą, to będziesz nieszczęśliwa. Bo TU jest najintensywniej obecny Chrystus. Tu jest miejsce zjednoczenia z Nim. Tu jest szczyt ofiary i tu jest niebo. Tu jest podstawa komunii z innymi i miłości, która przestaje liczyć”. Wiedziałam, że ma rację. Chwilę poczekałam, żeby się moja sprawa z Eucharystycznym Panem „rozogniła”. Nie czekałam jednak długo, bo nie tylko ja tęskniłam za Nim, ale przede wszystkim On za mną. A kiedy bardziej zapalił się ten OGIEŃ OBECNOŚCI, nie zadawałam już pytania o powołanie. Bóg mi poszeptał drogę szczęścia.
Inwestycja w spotkanie z BOGIEM tak przenikliwie OBECNYM w Eucharystii dotyczy nie tylko tych, którzy rozeznają powołanie bardziej w kierunku życia konsekrowanego. Nie da się być pełnym, wiernym i szczęśliwym na drodze małżeńskiej bez głębokiej, intymnej przyjaźni z Jezusem obecnym w Eucharystii i stąd oddziałującym na całą otaczającą mnie rzeczywistość. Bo to z osobowego spotkania z Nim, z Jego serca idzie siła miłości przekraczającej ludzkie ograniczenia, siła przebaczenia, siła odkrywania twarzy Wcielonego w małżonku, małżonce. Jego przy mnie i przy nas Obecność, Jego we mnie i w nas obecność, jest tym ukrytym, z dnia na dzień coraz bardziej odsłaniającym się NIEBEM NA ZIEMI.
Marzena Władowska CHR
Dodaj komentarz