
W tym roku pielgrzymowałam z Czeskich Budziejowic do Slavkovic, gdzie znajduje się kościół Bożego Miłosierdzia. Opiekują się nim pallotyni. Trasa liczyła około 180 km drogi, przecinała pobliskie łąki, pola i lasy. Na niektórych postojach można było wykąpać się w jeziorze…może to nic nadwyczajnego, ale jednak dla mnie coś w tym było, bo wszystko – czeskie. Stanęłam wobec Czechów, których nie rozumiałam…bo przecież nie umiem czeskiego. I tak wydawałoby się, że oni będą iść swoją drogą, a ja swoją. Jednak Bóg ukazał mi swój hojny plan. Zesłał siostrę Dobravkę (ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia), która mówiła po polsku. I nie dość, że mówiła to tłumaczyła, uczyła i była łącznikiem ze światem nowych ludzi.
Następnie, kiedy dzielnie ze wszystkimi maszerowałam drogą, okazała się ona wspólna…dlaczego? Nie chodzi o tę samą trasę… Pominmo różnicy języków, próbowałam dogadać się z innymi poprzez słowa, których się nauczyłam. I tak mówiłam po polsku ze słowami czeskimi. A niektórzy Czesi: mówili po czesku ze słowami polskimi! Na ziemię powaliła mnie ta wzajemna chęć zrozumienia… wyjścia do drugiego. Zauważyłam, że ponad możliwościami językowymi jest wspólny język Miłości, którego autorem jest Duch Święty. Czytałam wszelkie drobne gesty życzliwości i czyny…i odtąd nie czułam się obca w tłumie Czechów. Chociaż tłum to dużo powiedziane… Nasza grupa liczyła około 39 pielgrzymów. A wszystkich nas z pięciu kierunków (Pragi, Czeskich Budziejowic, Fulnek, Hodonin, Mlada Boleslav) szło około 220 osób.
Było także wiele językowych zawiłości, bo chociaż słowa są takie same co innego oznaczają. Mam jeszcze jeden przykład, próbowałam mówić po czesku. Byliśmy już w Slavkovicach, na ostatnim noclegu. Pani domu dała nam kolację. Miałam jednak w plecaku kanapkę, której nie zjadłam i nosiłam cały dzień. Zapytałam s. Dobravki jak mam powiedziecieć, żeby pani domu wzięła tę kanapkę dla kur. Pytałam dwa razy jak sa kury. Odpowiedziała, że: slepice. Więc podeszłam i poprosiłam po czesku, czy mogłaby to dać kurą. Zaczęła się głośno śmiać. Zapytałam s. Dobravki, aby mi wytłumaczyła co powiedziałam… A ona z uśmiechem powiedział, że pani zrozumiała, żeby wzięła tę starą kanapkę dla ślepegoJ. Cóż te słowa były dla mnie podobne!?
To była piękna droga. Teraz za kilka tygodni przenoszę się do Szczecina. Zmieniam dom i wspólnotę. I nie boję się już iść w nieznane. Duch Święty działa ponad naszymi możliwościami, ponad zdolnościami, ponad słabościami, ponad rozumieniem. Wystarczy dać wszystko co mam, nawet tę odrobinkę.
Dziękuję wszystkim, którzy dzielili ze mną tę drogę miłosierdzia: o. Tomaszowi SAC, s. Dobravce ZMBM, małemu Romkowi (dobry nauczyciel czeskiego!), Danie, Romanie, Jolanie oraz Pawłowi, Mirkowi (za ćwiczenie chorału gregoriańskiego i modlitwę po łacinie), Wojtkowi. Za to, że szedł pomiędzy nami Jezus Chrystus – Zmartwychwstały Pan Życia.
s. Monika Gomuła CHR
Kilka zdjęć z tej pielgrzymki:
Dodaj komentarz