
Nie nazwałabym siebie fanką Stachury, choć szanuję człowieka. Jedna z jego książek odegrała ważną rolę w moim życiu. Ta książka, pewne jej fragmenty, była moją pierwszą lekturą duchową. Nie przemówił tak do mnie ani Merton, ani Stinissen, ani kto tam jeszcze. Żaden mistyk, żaden święty. I gdyby ktoś pytał mnie o lekturę pomocną w pracy nad sobą na początku życia duchowego, byłabym w kropce. Dla mnie światłem były zapiski tego samobójcy redagowane w stanie postępującej choroby psychicznej (tak przed chwilą przeczytałam), na ostatnim etapie życia. Czy mogę to polecać? Komu, komu, bo idę do domu? CZYTAJ DALEJ…
Dodaj komentarz