Czytania: Iz 52, 7-10; Hbr 1, 1-6; J 1, 1-5.9-14
Przeżywając doroczne święto Bożego Narodzenia, każdy, kto uważa się za człowieka wierzącego, więcej: chrześcijanina, więcej: katolika, ma prawo zapytać, co to znaczy? Bo mówi się na ten temat wiele i mówią też często ludzie niekompetentni, mający w ręku środki przekazu. Boże Narodzenie, jeśli odpowiem krótko, to święto naszego zbawienia. To jeszcze nie każdy od razu uchwyci całą istotę rzeczy, ponieważ tak jak zbawienie, tak i Zbawiciel to są terminy biblijne, terminy niesione przez dwa tysiące lat tradycji Kościoła, wyjaśniane, przekazywane po to, żeby żyć według wymogów stawianych przez Zbawiciela i dotrzeć do kresu, jakim jest zbawienie. Pamiętamy nasze kościoły parafialne, przy których jako pozostałość po misjach, rekolekcjach, są krzyże z wizerunkiem Ukrzyżowanego i na nich napis, napis przypominający tym, którzy wchodzą i wychodzą: „Ratuj duszę swoją”. Jak się ratuje duszę swoją? Przyjmując za swoje to wszystko, kim jest nasz Zbawiciel i czego się od nas domaga.
Tu już zaczynają się trudniejsze sprawy, ponieważ choćby nawet takie określenie, że największym świętem katolików jest Boże Narodzenie – jeśli do tego nie doda się komentarza, to jest to ukazywanie drogi niewłaściwej. Największym jest On sam, Jezus Chrystus i Jego zbawcza wola, Jego zbawienie, które przynosi poprzez swoją śmierć na krzyżu i swoje zmartwychwstanie. To, co w dzień Bożego Narodzenia sprawujemy we wszystkich świątyniach katolickich: przy ołtarzu Eucharystii wspominamy noc betlejemską i przyjście na świat Zbawiciela, ale przy ołtarzu Eucharystii uobecniamy paschalne, wielkanocne misterium Chrystusa. Jesteśmy wprawdzie w katedrze, wprawdzie w świątyni, ale dzięki cudowi sakramentu Eucharystii – tak! Eucharystia jest cudem czynionym na naszych oczach, dla naszego uczestnictwa! – jesteśmy na Golgocie i jesteśmy przy zmartwychwstaniu. To dzięki niemu mamy możliwość powrotu do tych wydarzeń, które dokonały się dwa tysiące lat temu, także w Betlejem, ponieważ tam przyszedł na świat Ten, który zdążał przez całe swoje życie, Bóg wcielony, do tego finału, jakim jest nie tylko śmierć na Golgocie, ale jest zmartwychwstanie i wniebowstąpienie, czyli powrót tam, skąd przyszedł. Ale z owocem tego, co zamierzył i co spełnił i dokonał: że wprowadza w ten nurt w niebo wstępowania. Jak zstąpił w noc Bożego Narodzenia, tak porwał całą ludzkość i porywa wciąż nowe pokolenia, żeby je wprowadzać w niebo, czyli w przestrzeń tam, gdzie jest Bóg Jeden w Trójcy.
Myślę, że już troszkę ukierunkowałem to nasze dzisiejsze wspomnienie, które ma w podtekście niezwykły tekst Prologu Ewangelii świętego Jana, kilka razy czytany, który innym całkiem językiem mówi, że „na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo” (J 1, 1). Słowo to jest Syn Boży, który przed narodzeniem, zanim został Jezusem z Nazaretu nazwany, był Słowem Ojca, który jest w nieustannym dialogu ze swoim Synem poprzez miłość Ducha Świętego. To wszystko jest prawdą naszego codziennego życia. Przecież bez przerwy o tym mówimy, tylko nie zatrzymujemy się nad tymi wyrazami nawet wtedy, kiedy się żegnamy. Czasem zwalniamy ten znak krzyża, żeby uświadomić sobie, uprzytomnić sobie, co to znaczy „w imię Ojca, w imię Syna i w imię Ducha Świętego”.
A więc Jezus Chrystus, Syn Ojca, „Słowo, które stało się Ciałem”, Słowo, które zanim stało się Ciałem, było tym, kim jest bez człowieczeństwa, bez sposobu komunikowania się z człowiekiem po ludzku. Ponieważ człowiek poznaje i kocha swoim sposobem. I ten sposób został przeniknięty sposobem Boskim od momentu, kiedy „z nieba wysokiego Bóg zstąpił na ziemię, ażeby do nieba przywiódł ludzkie plemię”. A więc można powiedzieć, że w noc Bożego Narodzenia Bóg zstąpił na ziemię, by rozpocząć dzieło odkupienia, czyli zbawienia człowieka, czyli podjęcie próby doprowadzenia człowieka z powrotem do raju, skąd został wypędzony po popełnieniu grzechu, kiedy Bogu Wszechmogącemu, który jest Miłością, powiedział: „non serviam!” – „nie będę służył!”. To szatan, który go kusił tak, jak dziś kusi. Ta sama metoda sugeruje: „będziecie jako bogowie” (Rdz 3, 5), to wy będziecie jako bogowie, będziecie robić, co się wam zechce, „róbcie, co chcecie”, a Jego nie słuchajcie… A On mówi: „Jeśli chcesz wrócić do raju, musisz pełnić wolę Ojca”. I to przychodząc na świat obwieścił.
Obwieszczenie Pana Jezusa, zawarte już w sposób zalążkowy w misterium Wcielenia, jakby w ziarnie, dojrzewa powoli przez życie Jezusa w Nazarecie, w życiu publicznym, w męce Chrystusa dojrzewa do momentu, kiedy przekaże stojącym pod krzyżem Janowi i Matce Jezusowej, przekaże Kościołowi, Piotrowi i Dwunastu nakaz kontynuowania tajemnicy Wcielenia. Co było widocznego w Chrystusie, zostało zapisane w księgach Pisma świętego jako Słowo Boga, jako Bóg-Słowo, i zostało zawarte w sakramentach. Właśnie to jest bardzo istotna sprawa! Dzięki Wcieleniu, a potem męce i śmierci Chrystusa, mysterium incarnationis i mysterium paschae to dwa misteria, które komplementarnie się na siebie nakładają. Człowiek każdego pokolenia, każdej epoki historycznej, jeśli spotka głoszoną Ewangelię, może paść na kolana i powiedzieć: wierzę. „Wierzę w Ciebie, Boże żywy”, tak jak mówimy, gdy uczeni w kraju katolickim, w rodzinach katolickich, w szkołach katolickich uczymy się tego – nie tylko powtarzać, ale tak żyć: „Boże, choć Cię nie pojmuję, jednak nad wszystko miłuję, nad wszystko, co jest stworzone, boś Ty dobro nieskończone”.
I tu, moi drodzy, doszliśmy do tego podstawowego sformułowania, czym jest Boże Narodzenie. Boże Narodzenie jest przywołaniem faktu, o którym wspomina nasza pamięć. To jest ta historyczna anamneza, wspomnienie wydarzenia historycznego, które nas prowadzi do sprawy najistotniejszej dla ludzkości: Bóg zstąpił na ziemię i rozpoczął proces tworzenia sposobu przekazania ludziom warunków i sposobu ich spełniania, żeby wrócili do raju utraconego. I tak doprowadził do krzyża, gdzie jest ostatni akord tajemnicy Wcielenia. Nawet przy Bożym Narodzeniu już o tym akcencie ostatnim się, mówi choćby w wspaniałych teologicznie czasem formułowanych tekstach naszych polskich kolęd: „Ma granice Nieskończony, wzgardzony, okryty Chwałą, śmiertelny Król nad wiekami”. Zestaw paradoksów Bożo-ludzkich. Bożo-ludzkich paradoksów, których często nie potrafimy zrozumieć i w których się gubimy, i nie wiemy, że sensem największym Bożego Narodzenia jest iść z Panem Jezusem od żłóbka, od Betlejem, na Golgotę.
Dlatego w Eucharystii spotykamy się każdej niedzieli, a wielu z nas spotyka się codziennie, żeby te paradoksy wiązać w jedną całość i powiedzieć: najważniejszą sprawą Bożego Narodzenia – i to jest właśnie odpowiedź na to pierwsze pytanie – jest nieustanne podejmowanie (po wyborze, że Bóg jest Jedyny i nie ma nic ponad Boga) decyzji, że jeśli Go przyjmę, to stanę się i mam stać się tym, kim On jest. To nie przesada! Święty Paweł z Tarsu do swoich, chrzczonych przez niego uczniów, nowych chrześcijan w Koryncie, w Efezie, pisał: „Jesteście świętymi” (por. 2 Kor 5, 17; Ef 2, 19; 5, 8). „Kto spożywa Ciało Chrystusa – Słowo, które stało się Ciałem – i pije Jego Krew, ten w Nim mieszka, a On w nim” (J 6, 56). Świętość Boga jest w człowieku. A więc sensem, najgłębszym sensem Bożego Narodzenia jest przyjęcie Chrystusa z Jego zbawczym dziełem. A przyjmuje go ten, kto Go chce przyjąć. Nie przyjmuje Go ten, kto Go nie chce przyjąć.
I dzisiaj w dzień Bożego Narodzenia trzeba sobie to pytanie zadać: czy ja jestem za, czy przeciw Jezusowi Chrystusowi w Jego słowie Pisma, w Nim, który jest Słowem Boga i w Jego wcielonym Ciele, które wziął z Maryi Dziewicy, a potem przedłużył i przedłuża w sakramencie Przenajświętszej Eucharystii? Chrześcijaństwa bez Eucharystii nie ma. Wielu z nas ma dużo do zrobienia, jeśli nawet rozumie „raz na rok około Wielkanocy”. To wtedy przypominano, kiedy ludzie nawet tego nie chcieli zachować. A normalnie człowiek wierzący, człowiek który wie, co to znaczy Boże Narodzenie, wie, co to znaczy Pascha Chrystusa wielkanocna, ten wie, że w każdej chwili musi być gotowy, bez grzechu, z sercem czystym, z sercem szlachetnym, prawym, na powiedzenie, kiedy mu pokażę Chleb przeistoczony, Chleb, którym jest Bóg: „Amen” – tak jest, ja w to wierzę. I wtedy misterium Wcielenia kontynuuje się dalej i trwa. I wtedy rozumiem dokładnie, co powiedział Pan Jezus, kiedy przypomniał: „Kto nie jest ze Mną, jest przeciw Mnie” (Łk 11, 23). Wybierz między dobrem i złem, ponieważ misterium Wcielenia i zła stykają się ze sobą i trzeba dokonywać wyboru. Trzeba wziąć dar z rąk Boga, który dar daje, ale równocześnie w tym samym czasie domaga się, by oddać to, co otrzymałem.
Proszę, jest takie powiedzenie bulwersujące, czasem wykręcamy się z tych konfrontacji z Bogiem, nie znając syntezy paradoksów, i chcielibyśmy umknąć od tego rozstrzygnięcia ostatecznego, że Pan Jezus czasem podchodzi do człowieka i mówi tylko: „Daj mi swoje grzechy”. A jak to potrafisz zrobić i zafascynujesz się obecnością Boga bliskiego, który stał się człowiekiem, wtedy mówi: „ Oddaj Mi to, co Ja ci dałem, oddaj Mi Mnie samego”. Najdoskonalsza modlitwa, do jakiej człowiek na ziemi może dojść, to jest oddanie swojej osoby, swoich słów, swoich uczuć Jezusowi, który w nas i przez nas modli się do Ojca, tak jak to było przed Wcieleniem, kiedy Bóg był w przestrzeni Boskiej i zapragnął do tej przestrzeni Boskiej wprowadzić stworzenie. Pochylił się nad człowiekiem i dokonał: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. A Słowo stało się Ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1, 1-3.14).
Dzisiaj, odmawiając wyznanie naszej wiary, w tym miejscu przyklękamy. W tym miejscu myśl nasza biegnie do żłóbka betlejemskiego i oddajemy głęboki pokłon Matce Jezusowej, która jest przy Bożym Synu, Panu naszym Jezusie Chrystusie, naszym Zbawcy i Zbawicielu, który pomaga nam „ratować dusze nasze” od zguby i od tego bezsensu, w który jesteśmy tak bardzo głęboko zanurzeni. Wyznajmy teraz naszą wiarę.
25 grudnia 2005 roku, niedziela, uroczystość Narodzenia Pańskiego, katedra w Sandomierzu
Dodaj komentarz