Podobnie jak Wcielenie Boga dokonuje się w akcie śmierci Jezusa, tak uwielbienie człowieka znajduje kres we Wniebowstąpieniu. Wcielenie Boga było rzeczywiste w narodzeniu, Męce i Śmierci Jezusa; tak samo rzeczywista jest ta realizacja uwielbienia i przebóstwienia człowieka we Wniebowstąpieniu. Nauczać, że to ostatnie jest metaforą, to tyle co twierdzić, że Wcielenie jest również pozorem i przenośnią. A czym jest to przebóstwienie? Nie mówimy o Bóstwie nieosobowym, do którego człowiek dołączałby się stopniowo, ani o „Jedynym” filozofów. Poza chrystianizmem nie ma prawdziwej mistyki, a jeśli nawet sa dusze żyjące życiem Boskim, to posiadają je dzięki nieświadomemu złączeniu z Chrystusem. Prawdziwa Boskość istnieje wiecznie i niewzroszenie w Trzech Osobach. W Bogu jedność nie uprzedza relacji, gdyż istniejąc tylko w nich, Bóg jest jeden właśnie w Trójcy Osób. Człowiek przebóstwia się wchodząc w kontakt z Bogiem, nawiązując wzajemne z Nim stosunki. Podobnie jak właśnie w relacjach trynitarnych Bóg jest Bogiem, jednym, niezłożonym, nieskończenie doskonałym, tak samo w relacji do Niego człowiek się przebóstwia, uczestniczy w Jego naturze, żyje Jego życiem. (…)

To, co św. Jan naucza o życiu Słowa przed stworzeniem świata, stosuje się teraz do Syna Człowieczego. „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga” – pisze (J 1, 1), kontemplując w wizji: „I porodziła Syna, który ma panować żelaznym berłem nad wszystkimi narodami. I to dziecię je porwane zostało do Boga i jego tronu” (Ap 12, 5).
„Widzę niebiosa otwarte i Syna Człowieczego stojącego po prawicy Bożej” (Dz 7, 56) – wołał diakon Szczepan, i za te właśnie słowa został ukamieniowany jako bluźnierca.
Syn Człowieczy stał się PANEM, Kyrios: „Jezus Chrystus jest Panem w chwale Boga Ojca” (Flp 2, 11). Misterium zakańcza się tym ostatecznym uwielbieniem Chrystusa, który odtąd nawet w swym człowieczeństwie przyobleczonym i przemienionym przez chwałę Ojca posiada prawa i przywileje boskie.
W Słowie nie tylko natura Boska zwraca się ku Ojcu Niebieskiemu w niewysłowiony sposób w akcie nieskończonej miłości, lecz i przyjęta przez Nie natura ludzka. Obie istnieją w Chrystusie w tej samej relacji Syna Jednorodzonego. To On zespala w Sobie teraz nierozłącznie i niewymownie Bóstwo i człowieczeństwo. A ponieważ Bóstwo istnieje niewzruszenie w Ojcu, Synu i Duchu Świętym, a Ojciec i Duch Święty nie moga istnieć bez Syna Jednorodzonego, znaczy to, że od chwili, w której Syn Boży stał się Synem Człowieczym, bez człowieka nie byłoby Boga. Bóg nie byłby ani Ojcem, ani Duchem Świętym. Nie byłby Ojcem, gdyż Syn Boży jest również Synem Człowieczym, oczywiście nie z konieczności natury, lecz niepojętej łaski. Jest Jezusem, co „wzięty był do nieba i zasiadł na prawicy Bożej (Mk 16, 19). I nie byłby Duchem Świętym, ponieważ to Jezus wracając do Ojca zsyła Go, bo i od Niego Duch Święty pochodzi przez tchnienie. (…)
Słowo zjednoczyło się z człowieczeństwem do tego stopnia, że w Chrystusie każdy z nas żyje Jego stosunkiem z Ojcem Niebieskim jako swoim własnym. Bóg – jak gdyby żył dla mnie – żyje we mnie, we mnie znajduje odpocznienie, mnie prosi o swe życie, we mnie posiada chwałę. I dusza nawzajem żyje i spoczywa w Bogu, pogrąża się w Jego światłości, gubi się w Nim, posiada tylko Jego – Nieskończoność przekraczającą wszelkie granice, Wieczność nie znającą czasu i bezmierną Pełnię.
Fragmenty: D. Barsotti, „Misterium chrystianizmu”, s. 306-309.
Dodaj komentarz