Za mną 2-tygodniowy urlop w moim rodzinnym mieście na Śląsku. Obfitował on w zdarzenia, które pokazywały mi, że Pan Bóg o wszystko się troszczy i w każdej sytuacji mnie wspiera. Podzielę się jednym z nich.
Wybrałam się ze znajomymi na wycieczkę rowerową. Po ok. godzinie jazdy, czuję, że jakoś ciężko mi się jedzie, po chwili słyszę z tyłu: „Kinga, masz flaka.”. Zaczęliśmy szukać stacji naprawy rowerów – najbliższa była oddalona o 7 min. W lekkiej beznadziei zaczęłam pytać innych rowerzystów na ścieżce, czy może ktoś nie ma ze sobą pompki. Po kilku nieudanych próbach, ruszyliśmy w stronę centrum. Postanowiłam zapytać jeszcze jednego pana – wreszcie się udało. Po szybkim rekonesansie stwierdził, że musiałam przebić oponę, bo powietrze za szybko schodzi, więc zaoferował dalszą pomoc. Okazało się, że pan miał przy sobie zapasową dętkę (niestety nie w tym rozmiarze) i cały zestaw do naprawy i łatania opon. W pobliskim stawie (a rzecz się działa na Trzech Stawach) znajomy odnalazł mikrodziurkę w dętce, pan wyciągnął klej (działający!) i profesjonalnie załatał dętkę. Miał nawet rękawice i specjalne części do podważenia opony! Z powrotem zamontował koło i kazał przetestować, czy przerzutki działają. Na koniec tylko zapytałam: „Jak ja się panu odwdzięczę?” przecież poświęcił kilkadziesiąt minut swojego niedzielnego odpoczynku i trochę sprzętu, żeby pomóc nieszczęsnej dziewczynie na ścieżce rowerowej. Odpowiedział tylko: „Jedźcie dalej i cieszcie się rowerami.”.
Jedyne jak mogę skomentować ten mini-cud, to: Wierzę w Boga, Ojca WSZECHMOGĄCEGO.
s. Kinga
P.S. wielka wdzięczność i dar modlitwy dla Pana pomagiera :).
Dodaj komentarz