9 lipca rozpoczęła się rowerowa pielgrzymka z Międzyzdrojów do Gdańska organizowana przez siostrę Monikę. Jak tylko zobaczyłam ogłoszenie wstawione na stronę Sióstr Jadwiżanek poczułam, że muszę jechać. Była to moja 8 pielgrzymka w życiu, pierwsza rowerowa. I muszę przyznać że na pewno jedna z najlepiej wspominanych. Zebraliśmy się garstka osób – nie wiadomo było jak to będzie, ale atmosfera była niesamowita. Każdego dnia jechaliśmy, rozważaliśmy Pismo Św. i słuchaliśmy konferencji i oczywiście uczestniczyliśmy w Mszy Św. Jednak jakbym miała opisać jedną rzecz, która moim zdaniem najbardziej opisałaby tę pielgrzymkę, to jest to śmiech i taki wielki pokój serca, że jestem we właściwym czasie z właściwymi ludźmi. Jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam na niej być, jechać w ulewie, lasem, przy plaży czy w słońcu, kąpać się w morzu wieczorami i skakać na falach i iść w sercu po śladach św. Piotra przez jego ufne pójście za Jezusem na początku, przez zaufanie i wypłynięcia na głębię. Później wraz z nim nie rozumieć Boga, pozwolić mu obmyć swoje nogi, wraz z nim zapewniać, że nigdy go nie opuszczę, by zaraz później Go zdradzić. I na końcu aby spotkać Zmartwychwstałego i doświadczyć jego Miłości już w przemieniony sposób, po doświadczeniu własnych słabości. Były chwile piękne i radosne, były też te cięższe, ale wierzę że cały czas On patrzył na nas właśnie tym kochającym spojrzeniem. Jeśli Siostra Monika będzie chciała mnie znów za rok w ekipie to już od przyszłego tygodnia wsiadam trenować na rowerze 😉 W skrócie; było mega!
Zosia
Nasza pielgrzymka to trud i modlitwa, ale także i przede wszystkim wspólnota i radość, której nie brakowało. Wyruszyliśmy z Międzyzdrojów i pierwsze dwa dni były słoneczne. Najpiękniejsza trasa tuż nad Bałtykiem czekała na nas od Mrzeżyna do Mielna. Później przez kolejne trzy dni padało. Po owocach widzę, że to właśnie trud wspólnej drogi pomógł nam zawiązać bliższe relacje. Każdy z nas zmagał się z własnymi słabościami, lękami, zmęczeniem. Wydawałoby się, że oczekiwania pielgrzymów niejako nie spełniały się – ze względu na pogodę zmieniliśmy trasę na drogę asfaltową z samochodami, padał deszcz i nie zawsze dojeżdżaliśmy wcześniej, abyśmy mieli czas na długie kąpanie się w Morzu…itp. Jednak Duch Święty w najbardziej kluczowym momencie zmieniał wszystko. Miałam doświadczenie, że dobra organizacja, dogranie to jedno, ale potrzeba zaufać że Bóg ze swojej strony dopełni to co rozpoczął. Bo tylko Bóg może nawrócić nasze serca. I tak było… Dla mnie najpiękniejsze było właśnie doświadczanie Ducha Świętego. A to co po ludzku było przygotowane On przemieniał i wpisywał w nasze życie. W mojej pamięci bardzo została mi konferencja „wypłyń na głębię”, którą nie mogłam wygłosić wcześniej, bo padało i wyszła pod koniec dnia, właśnie w tym momencie – tuż przed kąpaniem się w Morzu. Tak jakby wszystko było przygotowane, abyśmy słysząc Słowo zamienili je w czyn, rzucając się w fale Bałtyku :). Ujmuje mnie także Słowo, które na ten czas nam towarzyszyło. A wyruszyliśmy w drogę ze świętym Piotrem, prosząc o powołania, po prostu powołania. Bo być powołanym tzn. usłyszeć głos, usłyszeć Słowo Boga skierowane do mnie, do mojego serca. I słuchając tak słów Boga, pragnęliśmy odpowiadać na nie, „być wiernymi pierwotnej miłości”.
Bardzo dziękuję szczególnie moim rodzicom: Grażynie i Henrykowi za wypożyczenie samochodu, który towarzyszył nam na trasie z naszymi bagażami oraz za ich piękną troskę. A także wszystkim proboszczom parafii, w których się zatrzymywaliśmy na nocleg, a którzy przyjęli nas pod swój dach, dbając o każdą potrzebę. Bóg zapłać!s. Monika Gomuła CHR
Dodaj komentarz