27 listopada dwie nasze siostry, s. Adelajda Sielepin i s. Anna Sudujko, wyjechały na Litwę, zaproszone przez o. Marka Dettlafa do kościoła franciszkańskiego w Wilnie, by przybliżyć tam postać bł. Michała Giedroycia tamtejszej wspólnocie. Wyjazd był już wcześniej zaplanowany jako rozpoczęcie Adwentu z Michałem Giedroyciem. S. Adelajda przygotowała te spotkania jako krótkie rekolekcje pod hasłem „Spotkajmy się w wierze” – oczywiście z Michałem a przez Michała z Bogiem i wzajemnie ze sobą jako uczniowie Chrystusa i przyjaciele tego wielkiego, ale jednak wciąż przemilczanego świętego. Pierwsze dwa dni – sobota i niedziela – upłynęły w kościele franciszkańskim. Na przywitanie wyszły nam dwie ikony przedstawiające Michała Giedroycia i św. Jadwigę Królową, które umieszczono na specjalnym miejscu u stóp głównego ołtarza.
Bł. Michał Giedroyć prowadzi nas do swojej Ojczyzny
O 14.00 w sobotę i w niedzielę s. Adelajda wygłosiła dwie konferencje, które na bieżąco tłumaczył p. Mirosław Szejbak z Wilna. Na każdej Mszy w ramach ogłoszeń Polacy i Litwini mogli usłyszeć kilka słów o Michale i zachętę do udziału w konferencjach. Rekolekcyjna medytacja była ilustrowana prezentacją z ilustracjami wizerunków Michała i kościoła św. Marka. Listopadowy chłód przenikał świątynię, ale gorące serca braci franciszkanów i sióstr jadwiżanek chyba wzruszyły Pana Boga, który napędził sporą gromadkę słuchaczy, głównie litewskiego pochodzenia. W sobotę po konferencji było jeszcze spotkanie w Sali na górze z kilkoma osobami zainteresowanymi postacią Michała i jego procesem beatyfikacyjnym. Alicja Dacewicz, tamtejsza organistka i dobry duch tego środowiska, dzielnie czyniła wysiłki, by pokonać barierę językową uczestników, co przyczyniło się do lepszego spotkania w wierze. Sobotnie popołudnie siostry spędziły bardzo aktywnie, ale bynajmniej nie tylko u franciszkanów. Wieści w Wilnie rozchodzą się bardzo sprawnie, więc o 17.00 siostry zostały zaproszone do Wspólnoty św. Jana na Antokolu, gdzie s. Adelajda wygłosiła konferencję o roli muzyki i śpiewu w doświadczeniu liturgii. Słuchaczami byli chórzyści z tamtejszego kościoła, którzy w tym przeżywali swój dzień skupienia. Zachwyciła nas liczna grupa uczestników w różnym wieku, którzy z wielkim zainteresowaniem i radością słuchali. Sukces komunikacyjny pomogła nam osiągnąć Litwinka Renata, która okazała się świetnym tłumaczem. Przy okazji br. Jurek Czarniawski, rektor tego kościoła, pokazał nam świątynię, która zrobiła na nas wielki wrażenie – wiekowa, skromna, cicha i przestronna, a przede wszystkim przemawiająca subtelnie oszczędnym wystrojem wnętrza, ubóstwem i zadumą, jakby adwentowo wskazująca na tego, który jest jedynym wypełnieniem i pięknem, a zarazem Panem nie z tego świata tego miejsca. Po konferencji znów biegiem, to znaczy autem br. Jurka, na kolejne Msze u franciszkanów. Robiło się coraz zimniej w tej ogromnej, nieogrzewanej, ale cudownej świątyni, więc w przerwie podtrzymało nas wspaniałe gorące kakao;). Kościół jest wkomponowany w żyjące otoczenie kamienic, kawiarenek i innych kościołów, więc dłuższa seria duszpasterska może się odbywać w komfortowych warunkach, pomimo dotkliwego jesienią i zimą chłodu franciszkańskiej ‘bazyliki’. Niedziela przebiegła od rana na udziale w Mszach świętych, które naznaczone były nie tylko tematem adwentowym, ale i obecnością niezwykłego gościa, jakim był w tych dniach sam sic dictus beatus Michał Giedroyć. Zaproszony przez O. Marka kapłan Waldemar z sąsiedniej parafii głosił na każdej Mszy homilię nawiązującą do świętości i przykładu Michała. W ramach ogłoszeń siostra zapraszała na konferencje rekolekcyjne, które odbywały się po południu. Wieczór niedzielny spędziłyśmy w gronie wileńskich przyjaciół i promotorów Giedroyciowej misji proroka w jego ojczyźnie – Alicji , Aldony i oczywiście o. Marka. Poniedziałek to druga odsłona naszej misji ze stacją w Moletach. Rano śnieżyca i chłód, ale w południe wszystko ustało, więc prawie suchą drogą dotarłyśmy z s. Anią samochodem na miejsce, gdzie na dodatek zaświeciło słońce. Przywitała nas Wiktorja Kazliene, dyrektorka muzeum w Moletach, z którą udałyśmy się do kościoła parafialnego. Spotkanie z Michałem Giedroyciem miało się odbyć właśnie tutaj, w dekanacie, bo w mniejszych kościółkach jest teraz za zimno. Ten kościół natomiast jest jasny, odnowiony i ogrzewany, tak że można było nawet mówić bez płaszcza. Ksiądz Prałat powitał nas z rozpromienioną twarzą i otwartymi ramionami. Od maja upłynęło niewiele czasu, a już znowu pojawiłyśmy się w tym miejscu. Już trochę swojsko i ośmielająco. Najpierw podziwiamy kolejną inicjatywę księdza dziekana – galerię w wieży kościoła. O 15.00 uczestniczymy w wernisażu znanego emerytowanego profesora Akademii Sztuki w Wilnie, który prezentuje w wyżej wspomnianej wieży wystawę swoich obrazów pt. „Kościoły i kościółki”. Podziwiamy żywotność mecenasów kultury tego miejsca – księdza dziekana i muzeum – ale i miejscowego środowiska, które z zainteresowaniem przybyło na spotkanie. Ciekawe w tym cyklu malarskim było poznać zamysł artysty, który na każdym obrazie umieścił jakiś znak życia, żyjącą istotę, bo przecież kościół to miejsce i znak życia. Ta plastyczna uczta duchowa zakończyła się uroczystym obiadem, podczas którego już doszedł do głosu Giedroyć. Nie był to bowiem finał spotkania. Po obiedzie udaliśmy się do kościoła na dalszy ciąg adwentowych spotkań. O 17.00 s. Adelajda wygłosiła konferencję o duchowości Michała, a po Mszy świętej drugą. Słuchacze mogli także poznać jego wizerunki i kościół św. Marka, które w czasie konferencji były pokazywane w prezentacji. Zebrało się dość dużo ludzi, tym razem samych Litwinów, którzy na końcu wyrazili pragnienie pielgrzymowania do grobu Michała w Krakowie. Wydarzenie miało swoją rangę także i z powodu udziału przybyłych kapłanów. Oprócz księdza dziekana miejsca obecny był wikariusz generalny z Koszedar Ks. dr Algirdas Jurevicius oraz proboszcz pobliskiej parafii, który wygłosił homilię podczas Eucharystii, nawiązując do postaci Michała Giedroycia. Wszyscy otrzymali obrazki z modlitwą i kartki z tematami do adwentowej refleksji zainspirowanej przykładem Michała. Po wspólnym podwieczorku na plebanii wsiadłyśmy na naszego białego rumaka rasy Volksvagen i ruszyłyśmy w ciemność rozgwieżdżonej i dzięki kolejnemu uśmiechowi Niebios pogodnej i bezopadowej nocy. Do domu (rodziców s. Anny) dotarłyśmy niemal po godzinie, dostrzegając już w oddali główki mamy i taty zawsze wyglądających na nas i czekających z wyśmienitą strawą i ciepłem serca. To zdumiewające, że przy tej chłodnej zwiastującej zbliżającą się zimę pogodzie, jest tyle ciepła a nawet gorąca, które pochodzi od ludzi, a dalej idąc… wiadomo, od kogo. Wtorek to ostatni dzień naszej wyprawy i rzeczywiście jest jak akord, wielowątkowy. O 10.00 odwiedzamy Ks. Kazimierza Gwozdowicza na Zarzeczu, w kościele, który przez chwilę zasiedlali biali augustianie. Ale to nie tylko ten powód, dla którego tu przychodzimy. Ks. Gwozdowicz przez wiele lat był proboszczem w Bystrzycy, gdzie Michał został kiedyś przyjęty do klasztoru (którego już zresztą nie ma) i tam rozpoczął swoją przygodę z Michałem we wspólnocie białoruskiej. Teraz w tym małym wileńskim kościółku też ma niewielką grupkę Białorusinów i też kontynuuje pamięć o Michale. W południe kierujemy się do siedziby OO. Franciszkanów, a po drodze, dosłownie na Anioł Pański, wpadamy na Rosę, by pomodlić się za tych, co już u Pana, a w tym legendarnym miejscu spoczywają ich doczesne szczątki. To łaska Boża, że zdążyłyśmy choć na krótki wypad w to miejsce przy takim napiętym programie. Cmentarz ten znalazł się po prostu nieoczekiwanie na trasie. U Franciszkanów obiad, razem z O. Markiem, Sławkiem i bratem Mirkiem. Z błogosławieństwem o. Marka jedziemy realizować ubogacony przez niego program. Pomyślał, czemu o Michale nie mieliby się dowiedzieć w litewskim sejmie. Sam niedawno o tym im mówił. Teraz załatwił nam wejście na spotkanie z chętnymi w sejmowej kaplicy. O 14.00 przeszłyśmy przez wszystkie bramki z uzyskaną przepustką i prowadzącą nas panią i znalazłyśmy się w cichej, mrocznej, ale bardzo nowoczesnej kaplicy-oratorium, która trochę mi przypominała kaplice lotniskowe. Za chwilę przyszło kilka pań, które usiadły z nami przy stole i zaczęło się spotkanie. Opowiadałam o nim, a jedna z polek tłumaczyła wszystko pozostałym. Na koniec były pytania, rozmowy prywatne i oczywiście obrazki na pamiątkę. Jedna z uczestniczek zaproponowała rozprowadzenie polskich obrazków u polaków w Bystrzycy, bo zna tam też polskiego księdza, tak więc już dotknęłyśmy tego miejsca, o którym wspomniałam przy okazji porannej wizyty. A koniec pomodliłyśmy się litanią o bł. Michała Giedroycia. Dobrze, że przyszły same kobiety, bo może one najprędzej, jak w Ewangelii, rozszerzą orędzie o Michale na Litwie. Ta wizyta była oryginalna i też ważna, jak zresztą wiele poprzednich, nawet nie planowanych do końca, więc dobrze było znaleźć się w kościele Miłosierdzia przed Obecnym i przed wizerunkiem Miłosiernego. Po Mszy św. szybko udajemy się do seminarium duchownego. Pokonałyśmy korki i ciemność nieoświetlonego budynku. S. Ania pod natchnieniem Bożym trafnie skręciła we właściwą przecznicę i ni stąd, ni z owąd znalazłyśmy się przed wielkim gmachem seminarium. Byłyśmy umówione na 18.00. Zebrała się cała brać seminaryjna z ojcem duchownym, Litwinem, Ks. …, który bardzo dobrze mówi po polsku. A klerycy z dwóch diecezji, wileńskiej i koszedarskiej, są w bardzo różnym wieku, co pozwala doświadczyć wyobraźni Ducha Świętego i odwagi ludzi, którzy się jej poddają w swoim osobistym życiu. Jeszcze raz żywa historia świętości Michała dla kandydatów do kapłaństwa, z prezentacją – przygotowaną zresztą przez naszego malezyjskiego neofitę’ Danny’ego Kae – i obrazkami. Wszystko żyje, rozumiemy się dobrze, także dzięki świetnemu tłumaczeniu kleryka Waldemara z III roku. Pytania dotyczyły także albo jak zwykle, relacji Michała do królewicza Kazimierza. Litwini bardzo czczą i kochają tego świętego i chcą go widzieć dosłownie wszędzie. Nawet Michał Giedroyć na wizerunkach często ma identyczną twarz jak Kazimierz. Dobrze, że chociaż Matka Boska ma swoje własne oblicze, a nie św. Kazimierza;) Po kolacji wracamy do domu. Rodzice jak zwykle czekają, choć już nie byłyśmy w stanie zjeść pysznego posiłku. To już ostatni nasz wieczór w tym pobycie, i jak zwykle za krótki. Rzeczywiście każdy dzień był wypełniony po brzegi i naprawdę był misją, którą sam Michał chyba zaplanował i prowadził, bo była obfita, wręcz co do minuty i udana. W środę rano zabieramy nasz mały dobytek, a wraz z tatą s. Ani, który nam towarzyszy do autobusu, jadą z nami dwie wielkie persony – Michał Giedroyć, który zresztą nas tu przyprowadził, i jeszcze św. Jadwiga Królowa. Jadą oczywiście duchowo, ale i widzialnie, w ikonach, które podarowała nam Dovile Sabaliauskėnie. Autobus, klasy najwyższej – jeszcze takim nie jechałyśmy – zafundowała nam Alicja. I nie jest Bóg wielki w świętych swoich? F.Q.V.
Dodaj komentarz