
Kiedy byliśmy dziećmi, często marzyliśmy o wielkich sprawach. Podróżach, przygodach. Marzyliśmy o tym, że jesteśmy dorośli, w przekonaniu, że to jest klucz do wszystkiego, do „prawdziwego życia”. Zakładaliśmy szpilki mamy albo krawat taty, żeby w swoim pokoju przed publicznością misiów i lalek odgrywać te niezwykłe, wymarzone role. Kiedy jednak przychodzi ta wyczekiwana chwila, kiedy wszystko mogę, życie wydaje się jakieś inne, a my często zamiast brać byka za rogi i cieszyć się z tego, że to już, chowamy głowę w piasek, biorąc z życia podarowanego nam przez Boga jedynie konieczne minimum.
Czemu ze szklanki najwspanialszego napoju upijasz jedynie łyczek? Myślę, że warto czasem sięgnąć do naszych dziecięcych marzeń, a nawet i tych teraźniejszych, i zrobić rachunek sumienia z zaniedbanych pragnień, natchnień do działania i szczęścia, które Bóg chciał nam dać, ale Mu na to nie pozwoliliśmy. Może od kilku miesięcy, a może od lat chcesz z całego serca iść do zakonu, ale nie wierzysz, że to się uda. Może masz serce misjonarza, któremu nie pozwalasz rozkwitnąć. Może najnormalniej w świecie chcesz być matką i żoną, ale krytykujesz i odrzucasz każdego potencjalnego kandydata na męża.
Szkoda życia na brak życia i szkoda czasu na stratę czasu. Żyj pełnią i zacznij wreszcie robić to czego naprawdę chcesz.
s. Magdalena Ryba CHR
Dodaj komentarz