Święty Augustyn mówi, że wątpliwości Tomasza Apostoła przyniosły nam więcej pożytku niż niewzruszona wiara pozostałych uczniów. Dlaczego? Ojciec Bronisław Mokrzycki, jezuita, podawał dwa powody. Pierwszy: postawa św. Tomasza może być dla jednych pocieszeniem, że ich wątpliwości, krytyczne podejście mogą także zbliżyć do wiary, do Jezusa. Jesteśmy dziećmi epoki racjonalizmu, stąd rozumiemy Apostoła, który chce widzieć i dotykać zmartwychwstałego Pana.
Choć tak naprawdę to nie nadzwyczajne znaki rodzą wiarę. Doświadczył tego jeden z polskich lekarzy, który deklarował się jako niewierzący. Opowiadał on, że jego pacjentka – od lat skazana na wózek inwalidzki, wobec której medycyna nic już nie mogła zrobić – chciała koniecznie zabrać go ze sobą na pielgrzymkę do Lourdes, bo była przekonana, że Matka Boża ją uzdrowi. I na oczach swego doktora wstała z wózka. Obecny przy tym lekarz nie uwierzył. To, co zobaczył, spowodowało jedynie wątpliwości, co do granic poznania materialnego świata i nauk medycznych. W drodze powrotnej pielgrzymi zatrzymali się na nocleg u francuskiego proboszcza. Podczas opowiadania miejscowemu kapłanowi o cudzie, który poruszył wszystkich, lekarz w swym komentarzu tego zdarzenia niefortunnie wyraził się o Maryi. Został wtedy „spiorunowany” wzrokiem i słowami księdza proboszcza. I to dopiero (a nie nagłe uzdrowienie) było początkiem jego wiary, „ponieważ – jak sam wyznał – tak nie broni się idei, ale Osoby!”
I drugi motyw skorzystania z indywidualnego doświadczenia Tomasza Apostoła, na który wskazywał o. Mokrzycki, to fakt, że postawa św. Tomasza powinna być przestrogą, że żeby swojego sceptycyzmu nie posuwać za daleko, bo można wszystko stracić, gdyż wiara jest łaską i darem Boga, a nie naszym dziełem.
Warto przypomnieć sobie, że za czasów Jezusa niektórzy żądali od Syna Człowieczego znaku, który warunkowałby ich uwierzenie słowom i posłannictwu Pana – i nie otrzymali! Tomasz Apostoł jest jedynym przypadkiem, kiedy Syn Boży ustąpił człowiekowi. Wyczekał jednak osiem dni i przyszedł do wspólnoty (swobodnie przenikając przez zamknięte drzwi), aby wziąć Tomasza za słowo, ponieważ stawiał on Panu następujące warunki: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę” (J 20, 25). Możemy podziwiać miłosierdzie (i pokorę!) Chrystusa wobec wątpiącego Tomasza. Jezus przyszedł do zgromadzonych w wieczerniku z życzeniami pokoju, by uleczyć niepokój wątpiącego ucznia.
Jan Ewangelista zanotował słowa Jezusa skierowane do niedowierzającego Apostoła: „Uwierzyłeś dlatego, że Mnie ujrzałeś”. Św. Grzegorz Wielki, papież, tak skomentował wyznanie wiary Tomasza, wychodząc od cytatu z Listu do Hebrajczyków, że „wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy” (Hbr 11,1):
Wynika stąd jasno, iż wiara daje nam poznać to, czego nie można zobaczyć. Albowiem to, co widać nie jest przedmiotem wiary, lecz wiedzy. (…) Kiedy więc Tomasz rzekł „Pan mój i Bóg mój”, widział wprawdzie człowieka, ale w człowieku tym wyznał Boga. Ujrzawszy więc uwierzył, albowiem widząc prawdziwego człowieka, wyznał Boga, którego nie mógł zobaczyć.
Tomasz rozpoznał Jezusa nie po twarzy, lecz po ranach – a są to ślady Jego miłości do nas. Moja Babcia wyznanie wiary św. Tomasza Apostoła powtarzała podczas każdej Mszy świętej. Czyniła to w momencie przeistoczenia. Patrząc na Hostię, którą kapłan unosił w górę, szeptała: „Pan mój i Bóg mój”. Jezus przyjął wyznanie wiary Tomasza i babci Emilii, a do nas kieruje słowa:
„Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”
Czy rzeczywiście przekonuje nas to stwierdzenie, że jesteśmy szczęśliwszymi, czyli błogosławionymi, bo uwierzyliśmy nie oglądając Chrystusa (por. J 20, 29). Jezusowe słowa podkreślają nie tylko zasługę wiary, ale i jej nowy rodzaj, który jest udziałem wszystkich, którzy będą żyli po Tomaszu. O naszej zasłudze wiary mówi św. Tomasz z Akwinu: „O wiele większa jest zasługa tego, kto wierzy nie widząc, niż tego, kto wierzy, widząc”. Nasza „wiara rodzi się ze słyszenia” (por. Rz 10,17). Uwierzyliśmy słowu świadków, czyli tych ludzi, którzy spotkali zmartwychwstałego Pana.
Jak można wytłumaczyć opór Tomasza w przyjęciu prawdy o zmartwychwstaniu, bo nie dał on wiary słowom wspólnoty („widzieliśmy Pana!”), a domagał się znaku, zgodnie z kategoriami naukowymi? Tomasz Apostoł – przez swą nieobecność w wieczerniku w niedzielę zmartwychwstania – chciał mieć to samo doświadczenie co inni uczniowie. Potrzebował tego, aby się przekonać, że zmartwychwstały Pan to ten sam Jezus, którego Żydzi ukrzyżowali. On nie mógł zapomnieć o tej śmierci ani nie chciał jej zlekceważyć. Dla Tomasza i Apostołów to widzenie Pana Jezusa, ta konfrontacja była konieczna, by stwierdzić, że Ukrzyżowany jest Zmartwychwstałym („Pan mój i Bóg mój”: J 20, 28). A Zmartwychwstały jest Niewidzialnym. Okazuje się, że Tomasz i Apostołowie potrzebowali widzieć – potrzebowali tej przejściowej percepcji, by dojść do pełnej prawdy o tożsamości zmartwychwstałego Pana Jezusa. Potem za tę prawdę oddadzą życie.
Święty Jan Ewangelista tak ujął cel napisania swego dzieła: „Abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym i abyście wierząc mieli życie w imię Jego” (J 20, 31).
„Nasza wiara – jak mówi św. Paweł – rodzi się ze słuchania”. Dodajmy: świadectw autentycznych świadków, którzy życiem i przelaną krwią potwierdzili głoszoną prawdę. I św. Jan chce nas przekonać, że to wiara daje szczęście, że widzenie jest niekonieczne, bo relacja ze Zmartwychwstałym musi przeobrazić się z zewnętrznej w wewnętrzną.
Syn Boży stopniowo przygotowywał Apostołów, a przez to i nas, na wydarzenie wniebowstąpienia. Skutkiem odejścia Chrystusa do Ojca jest Jego wewnętrzne zamieszkanie w nas. A taka bliskość uniemożliwia widzenie!
s. Alicja Rutkowska CHR
(tekst pierwotnie ukazała się na stronie: dsl.lasy.pl)
Dodaj komentarz