
Św. Jan Maria Vianney mawiał, że adoracja to jest takie spotkanie, kiedy „ja patrzę na Niego, a On patrzy na mnie… „. Bez adoracji, bez tego ufnego patrzenia na Jezusa, nie ma szansy na dobre rozeznanie powołania, ponieważ ono wynika właśnie z mojego spotkania z Nim. Powołanie jest odpowiedzią na pragnienie i zdolność, jaką Jezus złożył w moim sercu – na pragnienie relacji z Nim.
Powołanie do małżeństwa bardzo się różni od powołania do życia konsekrowanego, czyli do wyłącznej bliskości z Miłością Trójjedyną. W małżeństwie odnajduje się Jezusa w najbliższych i w tych trochę dalszych i TAKIEMU Jezusowi się służy; przede wszystkim z tak wcielonym Jezusem żyje się w małżeństwie. W życiu konsekrowanym chodzi o BEZPOŚREDNIĄ relację i życie z Jezusem i w zjednoczeniu z Nim służenie WSZYSTKIM, których On stawia na mojej drodze.
Obie drogi prowadzą do świętości, ale są wyraźnie inne. To nie znaczy, że małżonkowie nie mają bezpośredniej relacji z Jezusem. Oczywiście, że mają. Ale ich głównym zaangażowaniem jest troska o najbliższych, którzy są dla nich – z woli Ojca niebieskiego – tym najbliższym Wcielonym Chrystusem.
Adoracja pomaga mi zbadać, zmierzyć poziom mojej zażyłości z Chrystusem, intymność mojej przyjaźni z Nim. Bo mogę dużo mówić o Jezusie, ale tak naprawdę mogę nie potrafić z Nim być, realnie cieszyć się Jego obecnością. Mogę mówić o Jezusie, ale nie tęsknić za codzienną Eucharystią. Kto wpatruje się w Jezusa i coraz bardziej doświadcza tęsknoty Jezusa za nim, ten zaczyna wyraźnie rozróżniać drogę powołania.
s. Marzena Władowska CHR
Obrazek wyróżniający – fot. National Geographic
Dodaj komentarz