Pomimo świadomości tego, że język nie zdoła wyrazić do końca, niezmiennie i uparcie żądamy od niego rzeczy niemożliwych. „Język wiary wymaga tego, byśmy za jego pomocą wyszli niejako poza niego. Ten wysiłek najgenialniej może ilustruje poezja Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego. Jego operowanie sprzecznościami, przeciwieństwami, zawiłością składni, to, co wydaje się barokiem, jest sposobem oddania tego paradoksalnego wysiłku wyjścia poza język. Gdyż tylko paradoks wydaje się zdolny do wyrażenia tej pełni sprzeczności, jaką dla znikomości człowieka stanowi Bóg. Odnowa wiary musi więc prowadzić przez odnowę języka”[1] .
Język wiary nie jest rzeczywistością stałą. Trzeba go „budować”. Jest to długotrwała (bo trwająca aż do śmierci), żmudna praca wewnętrzna, zasadzająca się na pokornym uczeniu się języka Ewangelii . I właściwie tylko o tę pracę chodzi. To, co z tej pracy wyniesiemy w słowach, czy będą to słowa sztuki, czy słowa rozmowy, to tylko wióry, jak by powiedział Wielemir Chlebnikow.
Ale w tym budowaniu języka naszej wiary nie jesteśmy osamotnieni. „Matrycę”, umożliwiającą sprawdzenie intuicyjnego języka wiary, podsuwa nam Kościół, wskazując język Świętej Liturgii. Bo „Liturgia jest językiem miłości temperującym zbędną uczuciowość, nie pozwalającym miłości rozmywać się w egzaltacji i sentymentalizmie. Słowa odwiecznych modlitw i pieśni pozwalają nam wznosić się ponad własny wewnętrzny bełkot wiary w sferę szerokiego języka prawdy. Nieporadność zostaje tu obmyta i podniesiona we wspólnej powadze tego jedynego języka prawdy, jakim jest język Biblii”[2] .
W XX wieku dokonała się istotna zmiana w „mówieniu o Bogu”. O ile wcześniej bywało ono „abstrakcyjne”, „dogmatyczne” czy „nierealistyczne”, bądź skłaniało się ku przerysowanej, dewocyjnej pobożności, teraz uwaga twórców skierowała się ku Bogu życia, ku Bogu ludzkiego konkretu. Rahner powiedział kiedyś dobitnie: „Sztuka musi mówić o konkretach, a nie może się tylko zadowalać tańcem abstrakcyjnych pryncypiów”[3].
Zwrot, jaki się dokonał w sztuce, zawdzięczamy między innymi teologom i filozofom takim jak: John Henry Newman, i późniejsi: Romano Guardini, Jaques Maritain, Etienne Gilson i in. Dobraczyński zapisał kiedyś szokujące zdanie: „Oczywiście, Kościół potrzebuje biskupów i potrzebuje księży, potrzebuje owieczek i potrzebuje wielu innych rzeczy, ale w naszych czasach Kościół potrzebuje także pisarzy. Mauriac i Bernanos, i Daniel Rops, i Claudel, i Péguy, i kto tam jeszcze, są ozdobą Francji; ci ludzie poszerzyli kurczące się granice katolicyzmu lepiej niż niejedna encyklika, nie mówiąc już o listach pasterskich…” – zdanie ostre, ale wnoszące światło, bo choć encykliki i listy pasterskie są obiektywnie wytworami bardziej „źródłowymi”, bywają dla odbiorców subiektywnie hermetyczne (języka encyklik i listów pasterskich też trzeba się uczyć).
Marzena Władowska CHR
[1] A. Kamieńska, Język wiary.
[2] A. Kamieńska, tamże.
[3] K. Rahner, Chrześcijan i poezja.
Dodaj komentarz